Jeżeli macie chwilę, to zróbcie sobie herbatkę i usiądźcie proszę wygodnie w fotelu :) To będzie dłuuugi post. Dzisiaj mijają równo 3 tygodnie od naszego wylotu do Afryki. Kilimandżaro…. jak tylko słyszę tę nazwę od razu mam ciarki. Pojawia się też uśmiech na mojej twarzy, momentalnie wracają wspomnienia i czuję ogromną dumę. Tak. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że to było moje życiowe wyzwanie, do którego przygotowywaliśmy się przez ostatnie pół roku. Niezależnie od tego co robiliśmy, gdzieś tam z tyłu głowy zawsze było to jedno słowo: Kilimandżaro. I tak nadszedł czas wyjazdu… 6 niesamowitych dni. Dni bez internetu, bez bieżącej wody, dni zmagania się ze swoimi myślami, przekraczanie swojej strefy komfortu. Było cudownie! Dlatego też dzisiaj mam dla Was obszerny wpis o Kili! Nie będzie dramatyzmu, bo go tutaj nie było. Będzie tylko uśmiech, determinacja i szczęście! <3 Tak właśnie było!!!
DLACZEGO KILIMANDŻARO?
Pomysł na Kilimandżaro zrodził się podczas ostatniej edycji Wintercampu. Tak po prostu pojawił się w mojej głowie i już nie chciał odpuścić. To był znak – ja ogólnie wierzę w takie rzeczy. Nie mogliśmy zatem przejść obok tego obojętnie. Decyzja zapadła. Wszystko zależy od tego jaką drogę wybierasz, ale na Kili nie potrzebujesz technicznych umiejętności. To kilkudniowy treking tylko, że pod górę. Największą przeszkodą jest tu jednak… wysokość. No nie ma żartów – ta góra ma 5895m !
JAKIE PRZYGOTOWANIA?
Nasze przygotowania do wejścia trwały pół roku. Jak tylko zapadła decyzja zaczęliśmy trenować. Trenowaliśmy przede wszystkim kondycję i wytrzymałość. Dużo biegaliśmy, robiliśmy tabaty, na siłowni ćwiczyliśmy stabilizacje (która bardzo się przydaje np. podczas schodzenia) oraz trenowaliśmy mięśnie nóg, żeby czasem po dwóch dniach nie odmówiły nam posłuszeństwa. Zaczęliśmy też chodzić po górach. Mimo, że robiliśmy rzeczy trudniejsze niż na Kili (na Kili nie ma wspinaczki), to dużo dało nam to wszystko jeśli chodzi o kondycję i wytrzymałość. Uważam, że zrobiliśmy wszystko co mogliśmy jeśli chodzi o treningi. To jedyny aspekt, do którego mogliśmy się przygotować, bo do wysokości przygotować się nie da (chyba, że wybieramy się wcześniej w góry i robimy aklimatyzację). I wiecie co… treningi się opłaciły. Podczas trekingu czułam się bardzo dobrze. Kondycyjnie i wytrzymałościowo było extra! I pomyśleć, że jeszcze rok temu jak byliśmy w Irlandii (wtedy chwilowo nic nie trenowaliśmy) miałam zadyszkę jak wchodziłam po schodach ^^
JAK ZORGANIZOWAĆ? Z KIM? ZA ILE?
Wybierając się na Kilimandżaro musisz mieć agencję, która zorganizuje takie wyjście. Nie możesz sobie tak po prostu przyjechać i samemu pójść na szczyt. Przewodnik, porterzy, kucharz – tak działa Kilimandżaro. My zatem poszukaliśmy najlepszej możliwej opcji i zdecydowaliśmy się na wyjazd z Adventure24 (klik), którzy organizują górskie wyprawy. Kilimandżaro znają lepiej niż własną kieszeń, na miejscu mają agencję, z którą współpracują, przewodników, a Karol, który był naszym liderem był tam już któryś raz z rzędu. Jesteśmy bardzo zadowoleni z tej decyzji. Wszystko było zorganizowane na najwyższym poziomie. Mieliśmy wspaniałą ekipę! Nasza grupa liczyła 10 osób – absolutnie wspaniałe i interesujące osoby! Wszyscy weszliśmy na szczyt! Gdybym miała wrócić na Kili, to ponownie zdecydowałabym się na wyjazd z Adventure24.
Jeśli chodzi o ceny, to na stronie Adventure możecie sobie zobaczyć cały kosztorys. My zdecydowaliśmy się na opcje Kilimandżaro + 2 dni safari (około 2900$). Ogólnie taka wyprawa na Kili nie jest tania (nawet jeśli organizujemy sobie ją na własną rękę, szukając agencji na miejscu). Tutaj dodatkowo dochodzi też drogi bilet lotniczy (3000-4000 zł). Jest to drogi interes, ale zdecydowanie wart swojej ceny. Wszyscy w grupie stwierdziliśmy, że ta przygoda była warta każdej wydanej złotówki.
Wspomniałam Wam wyżej o porterach i uważam, że należy tu o nich wspomnieć w osobnym punkcie. Porterzy, to osoby, które noszą do obozów rzeczy (namioty, torby, jedzenie, cały sprzęt itd). Rozkładają obozowiska i czuwają nad wszystkim. Następnego dnia składają i znowu idą z tym całym majdanem. Należy im się ogromny szacunek i podziw. To bardzo ciężka praca, ale jest to dla nich możliwość lepszego życia w przyszłości. Nie ukrywajmy, dostają grosze, żyją z napiwków i noszą to, co dostaną od ludzi. Ale na pewno jest to dla nich lepsza perspektywa niż siedzenie bez pracy w swoich wioskach. Nasi przewodnicy byli wcześniej porterami (nawet Thomas). Nioga jeszcze dwa lata temu był porterem, a teraz jest prawą ręką głównego przewodnika. Oczywiście nie każdy zostanie przewodnikiem. To wszystko bardzo porusza serce (jak cała Afryka). Na Kilimandżaro porterzy są obowiązkowi. I uważam, że to dzięki nim osiągnęliśmy na Kili tak dużo. Należy też wspomnieć, że są to niesamowicie uśmiechnięci ludzie, którzy uczą radości z życia. Zostawiliśmy im co mogliśmy. Radek rozdał prawie wszystko (Thomasowi dał puchówkę i spodnie, buty mamy w planach mu dosłać!). Może nie damy rady pomóc całemu światu, ale możemy pomóc tym, których spotykamy na swojej drodze.
CO ZABRAĆ?
W sumie musisz mieć wszystko to, co potrzebujesz w górach :) Rzeczy lekkie na dolne partie trekingu, ale również bardzo ciepłe na atak szczytowy. Musisz mieć podwójne rękawice (z łapawicami koniecznie). Bieliznę termoaktywną. Polar. Puchówkę. Obowiązkowo rzeczy na wiatr i deszcz! I spodnie i kurtkę! Ciepłą czapkę, obowiązkowo też okulary przeciwsłoneczne z filtrem (bez tego nie ma co zaczynać nawet trekingu). No i buty. Wygodne i sprawdzone. Oprócz tego musisz smarować się filtrem, musisz zabrać ze sobą czołówkę, termos, bidon. Jeśli chodzi o sprzęt, to: śpiwory (my zrezygnowaliśmy z puchowych i to był bardzo dobry wybór, dzięki temu zawsze mieliśmy je suche. Nasze śpiwory miały komfort -10c i wystarczyły. Mieliśmy śpiwory marki Jack Wolfskin) i maty do namiotu. Resztę czyli namioty, cienki materac, cały sprzęt do jedzenia zapewniała agencja na miejscu.
NASZA TRASA?
Na szczyt wiedzie kilka tras. My wybraliśmy drogę Machame route (inaczej zwaną Whiskey). To trasa, która daje najlepszą aklimatyzację, nie ma większych trudności technicznych, ma najkrótszy odcinek ataku szczytowego i jest bardzo malownicza. Nasz treking do najwyższego obozu trwał cztery dni. W nocy piątego dnia atakowaliśmy szczyt. Szóstego dnia byliśmy już na dole. Jest też opcja z dodatkowym dniem aklimatyzacji (wtedy całość trwa 7 dni). Nasza trasa na szczyt miała około 62 km.
źródło: www.theydrawandtravel.com (klik)
PYTANIA (czyli to, o co najczęściej pytaliście)
Czy miałaś myśli, że zrezygnujesz?
– Nie, ani razu nie myślałam o tym, żeby się wycofać. Wiedziałam, że jeżeli dopadnie mnie wysokość, będę musiała to zrobić. Nie wiedziałam też czy dam radę, ale każdego dnia robiłam malutki krok w stronę szczytu i to mnie ogromnie motywowało. Nie czułam też większych trudności technicznych, czułam się silna i to było super.
Jak zniosłaś wysokość?
– Tego bałam się najbardziej. Przyznam Wam, że cały czas czekałam na uderzenie tej wysokości. Sprawdzałam tętno i czekałam aż poczuję, że to już. Prawda jest taka, że mieliśmy bardzo dobrą aklimatyzację i mój organizm zniósł to bardzo dobrze. W jednym obozie bolała mnie głowa, poszłam spać i następnego dnia jak ręką odjął. Po drodze (podczas ataku szczytowego) widzieliśmy osoby, które wymiotowały, które zawróciły, bo nie dały rady. Z wysokością nie ma żartów, a Kilimandżaro to aż 5895 metrów. To bardzo dużo. I tak naprawdę jeżeli dopada nas wysokość trzeba rozsądnie odpuścić. Życie mamy jedno a góra poczeka, zawsze.
Jak ładowaliście baterie w telefonach? Skąd prąd?
– Prądu nie było. Jedyna opcja to powerbank lub bateria solarna. My mieliśmy i jedno i drugie. Do aparatu mieliśmy trzy dodatkowe baterie.
Jak dokładnie wyglądał dostęp do wody, mycie włosów, toaleta?
– Codziennie rano nasza tanzańska ekipa szykowała nam wodę do umycia twarzy, rąk i zębów. Poza tym nie mieliśmy dostępu do bieżącej wody. Higiena? Mokre chusteczki, suchy szampon i tyle :) Co mnie zaskoczyło, to fakt, że w obozach były toalety! Tzn. nie takie toalety o jakich myślicie, ale można było wejść, zamknąć się i zrobić swoje. Toalety były najczęściej zabudowane a w środku dziura i miejsce na nogi. Zapachy obrzydliwe, ale przynajmniej każdy mógł mieć trochę prywatności. Na szlaku podczas trekingu trzeba było iść za kamień lub krzak. Aaa zapomniałabym. W naszym obozie mieliśmy też zawsze swoją „prywatną” toaletę. To był taki turystyczny kibelek w malutkim namiocie.
JAK BYŁO?
Podczas drogi na Kili prowadziłam mini dziennik. To tylko krótkie zapiski, moje przemyślenia. Chciałabym Wam przekazać swoje odczucia i tak po prostu opowiedzieć jak było!
DZIEŃ 1
MACHAME GATE (1800m) –> MACHAME CAMP (2835m)
Jesteśmy pod bramą, zaraz wyruszamy! Ekscytacja ogromna. Widziałam dzisiaj rano Kili z hotelu. Ta góra jest potężna – czy ja w ogóle widziałam na własne oczy kiedyś tak wysokie góry? Nope. Przez chwilę pomyślałam sobie: „Co ja tu robię?!”. Radek chyba odczytał z mojej twarzy o czym myślę, bo powiedział mi: „Jeżeli góra nam pozwoli, to wejdziemy na nią Paulik”. No właśnie, jeśli góra pozwoli.
Dotarliśmy do naszego pierwszego obozu! Szliśmy dziś przez las tropikalny! Ale jestem dumna. Ja wiem, że to początek, ale ciesze się jak dziecko. Dzisiaj szliśmy około 5h. W sumie już sama nie wiem ile km zrobiliśmy. Na tabliczce było, że 11km a na mapce, że 18km. No cóż… Afryka :) Prowadził nas dziś Thomas. Ma 61 lat i był na Kilimandżaro 800 razy! Widać po nim, że to dobry człowiek. Karol mówi, że to szanowany przewodnik. Idzie bardzo powoli, wybija nam tempo. Podoba mi się to. Nikt się nie spieszy, idziemy sobie powoli, krok po kroczku. Gdy doszliśmy do obozu ukazało nam się Kili – wyszło zza chmur. Ta góra jest taka piękna, taka potężna i jest jeszcze tak daleko. Siedzimy już w namiocie. Lubię takie życie, a spanie w namiocie jest zawsze jakieś takie wyjątkowe :) Dobranoc!
DZIEŃ 2
MACHAME CAMP (2835m) –> SHIRA CAMP (3750m)
Godzina 6:00. Ktoś się z nami wita i otwiera nam namiot. To Nioga (chociaż nie wiem czy tak się pisze, w każdym razie jeszcze do wczoraj myślałam, że ma na imię JOGA). To prawa ręka naszego głównego przewodnika Stanleya. Thomas nas prowadzi, Stanley to szef wszystkich szefów. Jest jeszcze Joseph, Alfonsi, Remy (to nasz kucharz) i porterzy. Wszyscy uśmiechnięci, radośni. Ci ludzie tak niewiele mają a tak wiele dają od siebie, doceniają każdą chwilę. Możemy się tylko od nich uczyć. Wiem, że to może dziwnie zabrzmi, ale dobrze wrócić do Afryki. Dla mnie to miejsce jest wyjątkowe. Dobra jak zwykle odeszłam od tematu. Nioga otwiera nasz namiot i serwuje nam herbatkę. Jakie to miłe! Dopiero po chwili czuję, że ta herbatka jest straaaasznie ostra. Imbir! Podobno będziemy ją dostawać codziennie – działa przeciwwymiotnie oraz przeciwzapalanie. Dopijam więc całą i idziemy na śniadanie. Mówiłam już, że nasz kucharz Remy świetnie gotuje? Jestem w szoku bo na śniadanie mamy naleśniki, tosty i omlety.
Dotarliśmy do kolejnego obozu. Dzisiejszy treking był cały czas pod górę, ale tak solidnie. Było extra! Kondycyjnie bardzo dobrze. Wysokościowo też. No i jakie przepiękne widoki po drodze!!! Jestem już na swojej najwyższej wysokości!
Poniżej toaleta na szlaku, którą dopiero budują :)
Po dojściu do obozu odpoczęliśmy trochę i poszliśmy się przejść na skałkę. Taka mała aklimatyzacja. Wróciliśmy na kolacje. Było pysznie: zupa i makaron. Remy nam powiedział, że nas przeprasza jeżeli coś nie będzie doprawione, ale jesteśmy w górach więc nie może nam dawać za dużo przypraw. To zrozumiałe.
Poniżej nasz „domek” :) Na namiocie możecie też zobaczyć baterię solarną, którą zabraliśmy ze sobą i którą ładowaliśmy po dojściu do obozu.
Leżymy już w namiocie. Był piękny zachód słońca, ale ja mam trochę podłamkę. Czuję się dobrze, ale trochę się boję. Jutro mamy dłuuugi dzień. Idziemy aż na 4500 i potem schodzimy na 3900. Co jeśli dopadnie mnie wysokość? Czy dam radę? Jak zwykle za dużo analizuję. Karol nas trochę straszy, ale musi nam mówić o każdej ewentualności, musimy wiedzieć co nas może spotkać. Karol mówił, że od dziś, codziennie wieczorem będzie mierzyć naszą saturację (w skrócie ilość tlenu w naszej krwi). Boję się tego jak mój organizm zareaguje. Nie wiem jak to odczuje, bo to moja pierwsza taka wysokość w życiu. Dziś mam dobrą saturację a jesteśmy już na 3700. Jeżeli jutro dam radę, to już będzie dla mnie sukces!!! Można by pomyśleć co ja tu robie? Przecież mogłabym leżeć w ciepłym łóżku i czytać książkę a nie w namiocie, stresując się. Ale w końcu sama tego chciałam. Chcę przełamywać swoją strefę komfortu, chcę mieć od życia coś więcej, chce czerpać z życia ile się da! TAK! Jestem tu dla siebie. Nie myślę o szczycie, myślę o jutrzejszym dniu. Myślę etapami, krok po kroczku :) Dobranoc.
DZIEŃ 3
SHIRA CAMP (3750m) –> LAVA TOWER CAMP (4600m) –> BARRANCO CAMP (3976)
Pobudka, imbirowa herbatka i w drogę. Dzisiaj była jeszcze mocniejsza! Przed nami kolejny piękny dzień. Poranki i zachody są tu niesamowite! W ogóle widoki, które towarzyszą nam podczas trekingu zapierają dech. Nie na darmo się mówi, że droga Machame jest najpiękniejsza!
Podczas pierwszych godzin trekingu towarzyszy nam widok na Kili. Potem nachodzą chmury a my dochodzimy do Lava Tower. Właśnie! Jesteśmy na 4600. Wędrując tu cały czas czekałam na jakieś uderzenie. Szłam dzisiaj za Thomasem. Powolutku, kroczek po kroczku. Patrzyłam na jego buty (które w żadnym stopniu nie przypominają butów w góry.). Myślałam dużo o nim. Podobno jest Masajem, urodził się pod bramami parku. Kiedyś był porterem, potem został przewodnikiem. Jest wspaniały, zawsze uśmiechnięty i szczery. I tak sobie myślałam o życiu Thomasa i nagle dotarliśmy na kolejny najwyższy punkt w moim życiu. Czułam się dobrze, ale po wypiciu herbaty zaczęła mnie trochę boleć głowa. Dzisiaj typowy dzień aklimatyzacji. Zmiany wysokości i kolejna noc na 3900 mają przyzwyczaić nasze organizmy do kolejnych etapów. Zaczynamy schodzić na 3900. Nie lubię schodzić… wolę jednak wchodzić :)
Podczas trekingu trzeba być cały czas przygotowanym na każdą pogodę. W plecaku musimy mieć zarówno ciepłe rzeczy jak i coś na wiatr czy deszcz.
Jesteśmy w obozie na 3900. Głowa mnie cały czas boli. Magda która jest lekarzem ma to samo, mówi, że możemy wziąć tabletki na ból głowy i tak też robimy. Jeszcze mierzenie saturacji, która jest bardzo dobra i idziemy spać.
DZIEŃ 4
BARRANCO CAMP (3976m) –> KARANGA CAMP (3995m) –> BARAFU CAMP (4673m)
To była moja najlepsza noc na Kili!!! Spałam jak zabita :) Ból głowy ustąpił i czuję się wyśmienicie. Znowu imbirowa herbatka, pyszne śniadanie (naleśniki z dżemem) i ruszamy. Karol proponuje wszystkim połknąć Diuramid. To lek, który może opóźnić występowanie choroby wysokościowej, ale nie zapobiega jej. Biorąc go trzeba pić baaardzo dużo. W ogóle, to codziennie pijemy po 3 litry. A dziś… mamy do pokonania jedyną wymagającą ścianę. Najpierw jednak taki piękny wschód!
Pokonaliśmy ścianę. Taką drogę mogłabym mieć cały czas. Bardzo fajna trasa! Endorfiny nam się udzieliły i tańczymy pod szczytem Kili. Co prawda najwyższy punkt jest chyba z drugiej strony, ale to nic. Mamy wszyscy tyle energii i tak świetne humory, że mimo iż mamy dzisiaj dużo km do pokonania, to z wielkimi uśmiechami ruszamy dalej.
Widzicie powyżej, po prawej stronie namioty? Stamtąd szliśmy! A poniżej z Kili w tle :)
Dotarliśmy do Karanga Camp. Zatrzymujemy się tu tylko na „obiad” i idziemy dalej.
Pomysł z obiadem nie był najlepszy. Bo tak się objedliśmy, że potem ledwo szliśmy. A mieliśmy jeszcze ponad 600 metrów przewyższenia. Jesteśmy już w Barafu Camp na 4673! To nasz ostatni obóz przed atakiem szczytowym. Damn! Przecież to już za parę godzin. Czuję ogromną ekscytację. Jemy kolację, mierzymy saturację. Karol przemawia, mam ciary i z jednej strony nie mogę się doczekać północy. 19:00 idziemy do namiotu. Szykujemy się, pakujemy wszystko na wyjście. Próbujemy zasnąć, ale jakoś nie możemy. Zaczyna sypać śniegiem, jest przeraźliwy wiatr. Myślę sobie: „No świetnie!”. Na dodatek zachciało mi się siku. Muszę wyjść, inaczej nie zasnę. Radek idzie ze mną. W końcu zasypiamy na godzinę, może dwie.
Tak wyglądamy po dniu trekingu (nigdy nie byłam tak brudna ^^):
DZIEŃ 5
BARAFU CAMP (4673m) –> UHURU PEAK (5895m) –> BARAFU CAMP (4673m) –> MWEKA CAMP (3068m)
Godzina 23:30. Dzwoni budzik. W sumie to spaliśmy na czuja. Wstajemy od razu. Zakładam na siebie trzecią parę spodni, bufkę na twarz, czapka, czołówka i wychodzimy z namiotu. Na dworze jest zimno, ale wydaje mi się, że nie jest źle. Ciepła herbata i punkt o północy stoimy wszyscy przy naszym jadalnianym namiocie. Widać nam tylko oczy – tak jesteśmy opatuleni. Jeszcze wspólny okrzyk i ruszamy w drogę. Mam ciarki, jestem tak na maxa podekscytowana!!!! Idziemy gęsiego, kroczek po kroczku. Jest ciemno, jedyne światło to nasze czołówki. Idziemy bardzo powoli, dzisiaj Joseph wybija nam tempo. Obok nas kroczy nasza tanzańska ekipa. Motywują nas słowami „Hakuna Matata”, „Team Simba”. Puszczają muzykę. Idziemy już chwile, spoglądam w górę – jest ciemno, widzę tylko światełka czołówek. Nie wiem ile jeszcze przed nami. Nie myśle o tym. Patrzę pod nogi, idę krok po kroku. Im wyżej jesteśmy tym mocniej zaczyna wiać. Robi się bardzo zimno. Ale tak aż przeraźliwie. Przystanek na ciepłą herbatę i idziemy dalej. Ogólnie jest mi ciepło, ale mam złe rękawice. Dłonie mi zamarzają. Staram się je rozgrzać. Idziemy straaaasznie wolno. Trochę zaczyna mi przeszkadzać to tempo bo marznę. A mam siły, chce iść. Ale wiem, że nie każdy ma tyle sił. Nagle ktoś mówi, że jesteśmy na 5100. Whaat? W tym momencie dostaje powera! Skoro jestem na 5100 i mogę oddychać normalnie to chyba dam radę. To ten moment kiedy czuje, że wejdę na ten szczyt!!! Dochodzimy do Stella Point. Podobno jeżeli ktoś dochodzi do Stella Point, to wejdzie i na sam szczyt. Zaczęło świtać – jest tak pięknie!!! Zimno ale przepięknie! Stąd zostało już 100 metrów przewyższenia (około 40 min drogi). Jest tak pięknie! Ale wiatr strasznie wieje! Nie czuje nosa hmm mam nadzieje, że będzie cały – myśle sobie. Ale w dłonie już mi lepiej. No dobra, ruszamy ze Stella Point do szczytu. Mam wrażenie, że ta droga trwa w nieskończoność.
Jest!!!! Widzę tabliczkę. Jest szczyt. Jeszcze trochę. Napływają mi łzy do oczu. Ciesze się, trochę dycham, ale to chyba normalne. Czuje się naprawdę dobrze. Radek już tam jest, ja dochodzę chwile po nim. Cieszę się, ale nie jest to taka 100% euforia. Jestem po prostu tak cholernie z nas dumna (i zmęczona)! W tym jednym momencie myśle o tym, że treningi się przydały i ze mam dobrą aklimatyzację. Ogólnie jest jakieś -5 ale odczuwalność znacznie większa. Rozglądam się – nie wierze w to! To dla mnie jakiś sen!!! Robimy pamiątkowe foty, pijemy colę, żeby mieć siły na zejście i ruszamy w drogę powrotną. Na szczycie spędzamy max 10 minut.
Przy zejściu robi się już cieplej. Jestem trochę zmęczona, ale szczęśliwa. Dochodzimy wszyscy na wysokość 5000 i siadamy żeby odpocząć i się rozebrać z przynajmniej jednej warstwy. Siedzimy tak na tej wysokość i gawędzimy. Ale super uczucie!!! Idziemy dalej. Widzę w oddali nasz obóz. Powoli opadam z sił. Po dwóch godzinach dochodzimy do obozu. Chcę spać. Nic innego mnie nie obchodzi. Piecze mnie buzia i nie mam na nic siły. Bolą mnie mięśnie. Co to były za emocje, co to był za wysiłek.
Po trzech godzinach odpoczynku (godzinie spania) pakujemy się. Schodzimy do niższego obozu. Mieliśmy do wyboru albo obóz na 3800 albo na 3000. Stwierdziliśmy, że trochę się pomęczymy, ale dojdziemy na 3000 – szybciej się zregenerujemy, a jutro do bram parku będziemy mieć mniej km. Podczas schodzenia przeklinam trochę decyzję o tym niższym obozie, ale w końcu dochodzimy na dół. I właśnie wtedy dociera do mnie to co się stało!!! „Radek, byliśmy tam!!! Na szczycie Kilimandżaro. Czaisz to, że byliśmy na Dachu Afryki????”. I z tą euforią zasypiamy.
DZIEŃ 6
MWEKA CAMP (3068m) –> MWEKA GATE
Noc na 3000 a my czujemy się jakbyśmy spali już na samym dole. Czujemy się świetnie, wszyscy w wyśmienitych humorach. Na dodatek nasza tanzańska ekipa przygotowała nam niespodziankę. Zaśpiewali nam piosenkę, trochę wspólnie potańczyliśmy i poskakaliśmy. Pakujemy się i ruszamy do bram parku. Idziemy przez las deszczowy – jest pięknie! Ostatni widok na szczyt i po 3 godzinach jesteśmy na dole. To koniec tej przygody. Wzruszam się. Było cudownie. Co prawda nigdy nie byłam tak brudna, ale co tam! To była najpiękniejsza przygoda w moim życiu!!! A teraz mam jedno proste marzenie: prysznic ^^
Jeżeli dotarliście do końca tego wpisu, to bardzo Wam dziękuję, że byliście tu ze mną! <3 Na koniec powiem tak: jeżeli pojawia się w Twojej głowie myśl o Kili, to trzymam za Ciebie kciuki. Nie trzeba chodzić po górach od zawsze, aby spróbować. Owszem, potrzebujesz świetnej kondycji, ale nad tym można popracować. A jeśli tylko wysokość pozwoli, to możesz stać na szczycie tak jak MY! :) Bo w końcu, nie ma rzeczy niemożliwych!
Jeżeli macie jakieś pytania piszcie śmiało w komentarzach. A ja zapraszam Was też na mój profil na Instagramie. Tam w zapisanych relacjach widnieje relacja z Kilimandżaro w formie video :)
Do następnego!
Świetna relacja. Podróże zawsze uczą, też rzeczy o sobie :)
To prawda! ??
KOCHANA MOJA JESTEM TAK Z WAS DUMNA! <3 WZRUSZAM SIĘ NON STOP!
❤️❤️❤️
o Kilimandżaro marzę od gimnazjum, już wtedy zaczęłam interesować się górami i stwierdziłam-kiedyś wejdę na Dach Afryki!(ustawiłam, nawet Kili jako moje zdjęcie w tle na fejsie co w tamtym czasie było modne ?) Wiadomo, na tamten moment było to marzenie nierealne. Jednak przez wszystkie te lata siedziało mi gdzieś z tylu głowy.. Kiedy zobaczyłam na Instagramie, że się tam wybieracie ucieszyłam się jakby chodziło o mnie! ale z drugiej strony, pomyślałam „o nie, ktoś właśnie realizuje moje marzenie, a co ze mną?!” I to dało mi kopa do działania i do realizacji tego marzenia. Za rok kończę studia i postanowiłam wraz z chłopakiem, że zaczynamy oszczędzać i w 2020 roku jedziemy spełnić moje marzenie! Piszę to po to, żebyś wiedziała jak bardzo motywujesz(w sumie motywujecie bo z Radkiem tworzycie fantastyczny team), inspirujecie i dajecie siłę do walki o marzenia! Macie super życie, ale absolutnie nie patrzę na Was z zazdrością tylko z radością i z myślą w głowie (tez tak kiedyś będę żyć, jeśli będę wytrwale na to pracować)! Relacja rewelacyjna jak wszystkie wpisy z wyjazdów ? Pozdrawiam Was gorąco i mam nadzieje, ze kiedyś uda mi się spotkać Was na żywo, zamienić kilka słów i zaczerpnąć od Was tej pozytywnej energii!
Sandra! Dziękuje za Twoje słowa ❤️ Ciesze się ogromnie i trzymam kciuki za Wasze marzenia! Pamiętaj, że nie ma rzeczy niemożliwych – życzę Wam byście w 2020 roku stanęli na Uhuru Peak ??????
Czy wiesz może jak nazywała się lokalna agencja, z która współpracuje Adventure24? Gratuluje i pozdrawiam, Karolina.
Chyba Shinning peak :)
A czy w trakcie podejścia z jednego obozu do drugiego można wyprzedzić przewodnika? tempo podejść jest bardzo wolne i stad moje pytanie.
Nie, chyba że idziesz sam z przewodnikiem albo jesteście silną grupą to możecie iść szybciej :)
Wielkie Wooooow ! Czytając można się zarówno wzruszyć jak i uśmiechnąć ? czułam się jakbym czytała super książkę !
Ajjj ale mi miło! Cieszę się i dziękuje ???
Ogromne gratulacje za odwagę i cały włożony wysiłek! Pokazujecie swoim przykładem jak się spełnia marzenia ?
Dziękujemy!!! ❤️❤️❤️
Podobno bardzo droga jest opłata do Parku Narodowego. Czy ta opłata, o kttórej pisałaś już to uwględniała?
Tak, ta opłata już to uwzględniała. Dodatkowe koszty to napiwki i wiza do Tanzanii :)
kochana 2900$ na osobe czy na dwoch ?? napisz prosze bede wdzieczna za odp
Na osobę – na stronie Adventure wszystko jest opisane :)
Wzruszyłam się. Jak zwykle piękny i niezwykle inspirująco- praktyczny wpis za który dziękuję. Kili to moje marzenie ale powoli…najpierw Mnich ;)
Ale super! Trzymam kciuki!! :) A Mnich… jest super!!!
Gratulacje! Często zaskakujecie mnie swoimi wyprawami. Dzięki Tobie w mojej głowie tez rodzą się marzenia odnośnie nowych podróży. Piękna sprawa. Faktycznie, tak jak mówi wiele osób, jestescie bardzo inspirujaca para. Jesteś wspaniała osoba, zycze W wszystkiego najlepszego, serdecznie pozdrawiam!
Bardzo miło mi to czytać!!! Dziękuję z całego serducha! :)
Paula naprawdę świetny i motywujący post.
Ogromne gratulacje i pozdrowienia <3
Dziękuję!!! :)
Paula a czy mogłabyś napisać jak dokładnie wyglądał wasz bagaż w czasie wspinaczki? Tzn ile par spodni bluzek kurtki dokładnie mieliście czy coś byś po tym czasie ograniczyła? Szykuje się na Kili !!!!!
Spakowaliśmy się idealnie – wszystko wykorzystaliśmy :)
Generalnie ja miałam tak:
– bielizna termoaktywna (1 komplet)
– 3 pary spodni (jedne lekkie na dolne partie trekingu, jedne ciepłe polarowe, jedne z membraną na wiatr i deszcz)
– 2 polary (jeden grubszy, drugi lżejszy)
– lekka kurtka
– puchówka
– kurtka z membraną na wiatr i deszcz
– bluzki z krótkim rękawem (3x)
– bluzka z długim (taka oddychające, ciepła, a’la bielizna termoaktywna)
– skarpety (my mieliśmy te z merino, na temperatury medium i heavy)
– bielizna
– czapka z daszkiem
– czapka ciepła
– ja miałam jeszcze taką na maxa ciepłą na atak szczytowy
– 2x rękawice (lekkie i ciepłe, koniecznie łapawice)
– bufki
– okulary przeciwsłoneczne
– buty
– śpiwór
– mata samopompująca
– bidon
– termos
– kosmetyczka (w tym przede wszystkim mokre chusteczki, krem z filtrem)
– apteczka
Mogłam jeszcze o czymś zapomnieć, ale jak mi się przypomni to napiszę :)
Paula czy mozesz wkleic linki do poszczegolnych rzeczy/marek ktore sie sprawdzily w tej wyprawie.
Większość rzeczy kupowałam stacjonarnie – nie online. Ale powiedz co chcesz wiedziec? To dam znać co i jak :)
Paula mogłabyś napisać jakiej firmy masz okulary i buty? Pozdrawiam serdecznie
Okulary Oakley a buty La Sportiva :)
Paulina, co zawierala dokladnie Wasza apteczka?
Przede wszystkim maść przeciwbólową, leki przeciwbólowe, leki na rozwolnienie, bandaże, plastry, wapno, magnez, elektrolity (baaardzo dużo) :)
wspomagaliscie sie moze tlenem? lub jakimis lekami specjalistycznymi?
Nie – podobno na Kili zasada jest jedna: użyjesz tlenu, to schodzisz.
Piękna historia! Wzruszyłam się! ? Macie magiczne marzenia i dużo siły do ich spełnienia! Jesteście niesamowici!
Dziękujemy!!! <3
Zaszczepiłaś we mnie myśl o Kili! Jestem naprawdę z was dumna i (o dziwo!) wzruszyłam się czytając ten post. Przeżywałam te emocje razem z tobą haha. Życzę wam kolejnych sukcesów!
Bardzo mi miło! :) No i trzymam kciuki zatem za Twoje Kili <3
Ale super!❤ Czułam się jakbym była tam z wami!❤?
Ciesze się!!! :)
I ja dołączam swoje gratulacje. Jestem pod wielkim wrażeniem i nieomal czuję Twoje wzruszenie… Fantastyczny wpis-dziękuję za to, że mogłam na chwilę przenieść się z Wami do Afryki i wspiąć się na Kilimandżaro. Z całego serca życzę Wam zdobywania kolejnych szczytów, spełniania marzeń, wspaniałych przygód, podejmowania wyzwań i zawsze szczęśliwych powrotów do domu, gdzie czeka gorący prysznic i własne łóżko. A my, wierni czytelnicy, z utęsknieniem będziemy wypatrywać kolejnych postów. Uściski. :)
Ale to piękne co napisałaś!!! Dziękuję Magda <3 <3 <3
Piękne zdjęcia! Czy były robiony Olympusem om-d e-m10?
Tak! :) Niedługo wpis o nim na blogu :)
Kiedy możemy się spodziewać wpisu o Olympusie? Jestem bardzo ciekawa Twojego wrażenia!
W tym nadchodzącym teraz tygodniu! :)
Jesteście wspaniali! Brawo! ???? inspirujecie, motywującej i pokazujecie jakie życie może być piękne! Wystarczy tylko chcieć ? uwielbiam na awans otrzeć i czytać Twoje wpisy! Chciałabym być w każdym z tych miejsc. Czekamy na więcej! ❤️
W końcu marzenia się spełnia i to jest wspaniałe wyznaczać sobie cały czas nowe cele. To nie musi być nic wielkiego, ale cudownie jest się rozwijać :) Dziękuję za Twoje słowa Martyna!!! Ściskam <3
Śledziłam Waszą wyprawę od początku. Gdy Wy się wspinaliście, ja każdego dnia patrzyłam na Instagramie czy są jakies wiadomosci. Dzisiaj w pełni zaspokajasz moją ciekawość. Z calego serca gratuluję Wam szczytu i kolejnego spełnionego marzenia. Jesteście dla mnie inspiracją i kto wie kto wie, może kiedyś i ja dojdę na szczyt. A póki ci wchodzę na szczyt mojego macierzyństwa. Mam dwóch synów i chciałabym ich wychować na odważnych, pewnych siebie chłopaków, aby wiedzieli, że kazdy szczyt jest w ich zasięgu. Pozdrawiam Was serdecznie!
Ale się cieszę!!!! Dziękujemy za duchowe wsparcie :)
Przed Tobą jeszcze piękniejsza droga także trzymam mocno kciuki za Was <3
Paula, super się czytało relację z waszej pięknej podróży :) Jesteś dla mnie wielką inspiracją. Ja marzę o wyjeździe do Kenii i wypadzie na safari. Mam nadzieję, że uda mi się to zrealizować w ciągu kilku najbliższych lat :) Buziaki dla Was i ogromne gratulacje! <3
Pewnie, że uda!!! To niezapomniane przeżycie więc trzymam mocno kciuki :* No i dziękuję <3
Super wpis! Jestem pod ogromnym wrażeniem ? czy myśleliście może o zorganizowaniu jakiejś zbiórki , z której dochód byłbyś przeznaczony na zakup „odzieży” (?) dla porterów ? Pozdrawiam
Gdyby to było takie łatwe to już dawno wszyscy by mieli taką pomoc. Afryka rządzi się swoimi prawami – niestety. Tutaj można pomóc jednostce, max kilku osobom, ale wszystko to na miejscu. Dlatego gdy tam się jedzie warto mieć ze sobą rzeczy, których potem już nie będziemy jakoś super potrzebować.
Świetny wpis! Aż mam ochotę rzucić wszystko i jechać zdobyć Kili! :) Zainspirowało mnie to i przeprowadziło do głowy kolejne pomysły!
Ale super!!! Powodzenia :*
Super wpis kochana,tak to chłonęłam jak dobrą książkę,super super,podziwiam Was,(ps. zazdro ?) jesteście poprostu megaaaa wielcy ukłony ? Wzruszyłam się to fakt,dziękuję za taką fajną dawkę niesamowitej przygody,która wydarzyła się naprawdę ?????pozdrawiam
Ale się cieszę! Włożyłam w ten wpis całe swoje serducho! :D Dziękuję za tak miłe słowa!!! <3
Świetny wpis! Wzruszający i z pięknymi ujęciami :) uwielbiam Was i Wasza energię. Ogromne gratulacje raz jeszcze! Spełniajcie swoje marzenia dalej, a my czytelnicy będziemy Wam kibicować! Wasze osiągnięcia są niesamowitą inspiracją! Mam nadzieję, że i mnie uda się podążać taką drogą.
Drogą przekraczania własnych granic, samorozwoju i pozytywnego myślenia!
Paula dziękuje za to, co dla Nas robisz <3
Ale nam miło!!!! DZIĘKUJEMY!!!! <3
Swietny wpis! Jeszcze raz gratulacje!
A moglabys cos wiecej napisac o treningu przed? Jak czesto, ile trwal jeden trening i co dokladnie, etc? Bylabym bardzo wdzieczna!
Dziękuję!!! :)
Co do treningów, to bardzo różnie. Jeśli chodzi o bieganie to robiliśmy 5-10 km. Treningi funkcjonalne godzinę (w tym tabaty, obwód). Ćwiczyliśmy od 3 do 5 dni w tygodniu (z przerwami oczywiście na wszystkie nasze wyjazdy, przeprowadzkę itd). No i pojechaliśmy kilka razy w góry :)
Hejka Paula!
Byłam na Kilimanjaro raptem tydzień przed Wami! Niestety dopadła mnie taka choroba wysokościowa podczas ataku szczytowego, na wysokości 5300 m.n.p.m., że byłam zmuszona zawrócić …
Twój wpis czytałam ze łzami w oczach, przypominając sobie każdą cudowna chwilę, podczas tej wspaniałej przygody. Gratuluję Wam dotarcia na szczyt!! To ogromne osiągnięcie!! Czy macie już kolejne, górskie plany? Ja na pewno tam wrócę! Zabrakło mi tak mało, ale tak szybko się nie poddam haha :D
Bardzo rozsądna decyzja!!! I to ja Tobie gratuluję, że dotarłaś tak wysoko!!! :) Pewnie, że wrócisz i wejdziesz na szczyt! Wbrew pozorom to właśnie nie ten szczyt jest najważniejszy a to, czego doświadczasz w drodze. Ciesze się, że wróciłaś cała i zdrowa – trzymam mocno kciuki za Twoje plany :* A nam w głowie już powoli pojawiają się nowe cele :)
Zosia! ja szlam w grupie 5cio osobowej. 2 osoby zrezygnowaly na 5200 i zostali sprowadzeni bo nie mogli nawet zejsc o swoich silach. Spedzilismy potem jeszcze 3 tyg w Tanzani i ten niedosyt tych 2ch osob byl tak ogromny, mieli duzy zal do samych siebie ze ich organizm zstal pokonany przez Kili. Postanowili ze na 60te urodziny wroca tam i sprobuja jezcze raz.
Mysle ze decyzja która oni podjeli i ta która Ty tez podjelas byla jak najbardziej dobra, góra nie ucieknie, trzymam kciuki zeby kiedys Tobie tez sie udalo.
Niesamowicie wzruszający post. Przepięknie opowiedziane, czułam jakbym była tam z Tobą.. z ciarkami na plecach, łzami w oczach i tym zimnem jakie smagało nos w drodze na szczyt. Podziwiam Cię za to jak wspaniałą osobą jesteś. Z jaką determinacją spełniasz marzenia. Jestem pełna podziwu, szczerze Ci gratuluję i życzę kolejnych tak wspaniałych przygód:)
Dziękuję!!! Ciesze się, że udało mi się chociaż w takim malutkim stopniu przekazać te emocje! <3
To musi być cudowne uczucie! :)
Było! <3
Wielkie gratulacje! Przeczytałam twoją relację z uśmiechem na ustach :). Ciekawi mnie, czy przygotowywane podczas wyprawy posiłki są wegetariańskie, czy można na początku zastrzec, że ma się taką dietę?
Tak – nasz kucharz Remy został poinformowany o tym :) Większość posiłków była typowo wegetariańska. Jeżeli pojawiało się mięso to na oddzielnym talerzu, tak aby każdy mógł sobie dołączyć do dania. Z tym nie było problemu no i prawdę mówiąc: nie spodziewałam się, że będzie tyle jedzenia! :)
Super, dziękuję za odpowiedź :)
Gratulacje! Jesteście z Radkiem prawdziwymi podróżnikami! Ja nie znam się kompletnie na górach…ale mam pytania…co to jest ten atak szczytowy? I dlaczego na szczycie mogliscie być tylko 10minut? Pewnie to głupie pytania, ale fajnie gdybyś odpowiedziala :)
Pozdrawiam
Atak szczytowy, to moment kiedy wyruszasz z bazy i idziesz zdobyć szczyt. Ten odcinek tych kilku czasami nawet kilkunastu godzin to właśnie atak szczytowy :) Na szczycie jest się zazwyczaj krótko, bo trzeba jeszcze zejść. Stojąc bezczynnie na szczycie jesteś narażony na zimno, wiatr itd., a przed nami jeszcze taka sama droga w dół :)
Piękny, wzruszający wpis. Super wyprawa, ale mnie jednak w góry kompletnie nie ciągnie ?
Wpis na pewno przydatny, bardzo szczegółowy, ale 3000-4000 zł to sporo przesadzona cena za bilety do Afryki, można spokojnie dolecieć za mniej niż 2000 zł.
Do Kenii owszem. Do Tanzanii może być ciężko :)
chciałbym się tam kiedyś wybrać
Nie sądziłam ,że ten wpis wzbudzi u mnie aż tyle emocji. Pierwszy raz nie czytałam wpisu po prostu jak relacji z wyjazdu ale jak o życiowym przełomie , o przekraczaniu granic i łamaniu barier. Ja na prawdę was podziwiam za to jak bardzo potraficie wykorzystać każdy dzień w życiu, wiecie czego chcecie i osiągacie wszystkie zamierzone cele. Osiągacie rzeczy o ,których inni tylko marzą i nie chodzi mi o kwestię finansową ale o wasz charakter, o tą siłę i upór której można pozazdrościć, gratuluję wam tego i bardzo inspirujecie do zmian do czerpania od życia czegoś więcej niż tylko ładnych rzeczy i życia materialnymi dobrami. Dziękuję za ten wpis bo dał mi inny obraz i zmienił myślenie gdzie się nawet tego nie spodziewałam, pozdrawiam ;)
Dziękujemy!!!! <3
Cześć Paula!
Ogromne gratulację!! Piękne zdjęcia, fantastyczny wpis :)
Mam pytanie jakiej marki okulary przeciwsłoneczne?
Oakley :)
Ale mi się podoba Twoja historia :) jestem pod ogromnym wrażeniem dla Ludzi takich jak Ty i Twój mąż. Konsekwencja w realizacji celu to jest dla mnie mistrzostwo świata. Piękną nagrodą było wejście na Kili i pokazania nam Korony Afryki :) Moim marzeniem od zawsze było pojechać do Nowego Yorku, ale śledząc historię Anny Skóry, później jej siostry bliźniaczki a teraz Waszej, zaczynam się zastanawiać… Miasto, aglomeracja, zbitek absolutnie różnych, skrajnych kultur, różnych ludzi świata na pewno robi wrażenie. Jednakże dla mnie piękno natury, przyrody, jest niesamowitym „rarysasem” dla oka. Obawiam się, że brak mi takiej konsekwencji i uporu w realizacji celów, jaką Wy mieliście. Wiem, że nikt za mnie nie zrobi kondycji dlatego bardzo Wam dziękuję za kolejną porcję motywacji do realizacji marzeń z okazji 30 urodzin :) Dziękuję, gratuluję, życzę dalszego uporu i konsekwencji realizacji celów. Jesteście ZWYCIĘZCAMI!!! BRAVO WY! Hakuna Matata :)
Dziękujemy!!!! <3
Jakie szczepienia robiliscie przed podróżą?
My żadnych, bo wszystkie robiliśmy przed poprzednimi wyjazdami :)
Jejku, ale zazdroszczę! Piękne zdjęcia i widoczki :)
Świetna relacja! Nie mogłam się doczekać aż się pojawi na blogu. Myśli o wejściu na Kili chodzą mi po głowie od jakiegoś roku, ale mam obawy o swoją kondycję i aklimatyzację. Wiadomo, można poprawić swoją kondycję tak jak Ty to zrobiłaś, ale co zrobić kiedy już tam jesteś, atakujesz szczyt i nagle dopada choroba wysokościowa! Chyba mój największy strach się z tym wiąże. Niemniej tym wpisem uchyliłaś mi rąbka „tajemnicy” Kili, za co ci bardzo dziękuję! Jedno pytanie, być może padło gdzieś w Twoim wpisie i przegapiłam – jak długie były Wasze dziennie trekkingi, po ile godzin? Czy wiązało się to z pobudkami o świcie i maszerowaniu do nocy? Z góry dziękuję i pozdrawiam! <3
plus pytanie o grupe Adventure24 jeśli się orientujesz – czy można zapisać się z grupą na trekking bez kupna biletu lotniczego od nich? Z Londynu mam lepsze możliwości i ceny na przeloty :)
Tak, można :)
Z kondycją nie jest tam tak źle :) Tempo jest baaardzo wolne a droga nie ma większych trudności. Pobudkę zazwyczaj mieliśmy około 6/6:30. Wychodziliśmy o 8:00 a dochodziliśmy bardzo różnie (15:00/16:00/17:00) Jeśli chodzi o aklimatyzację, to tego nigdy nie wiesz. Z górami tak jest – raz jest ok, drugi raz może Cię złapać. A co zrobić jak już Cię złapie choroba wysokościowa? Niestety musisz się wycofać, zawrócić. Z tym nie ma żartów i trzeba być tego świadomym, że jedziemy tam, ale może się okazać, że trzeba będzie odpuścić.
Gratulacje ogromne! :)
ja w tym roku próbowałam zdobyć Tubkal w Maroko ale niestety pokonała mnie choroba… nie mniej jednaj 4 tyś. m n.p.m. zostanie ze mną na zawsze :)
Zimowe podejścia to nie moja bajka – głównie ze względu na stan zdrowia ale jestem pewna, że jeszcze kiedyś spróbuję :)
Bardzo rozsądna decyzja – gratuluję! Gratuluję również takiej wysokości!!! To super osiągnięcie :) Trzymam kciuki za kolejne wyprawy :)
Wow!!!
Paula gratulacje dla was:) Przeczytałam wpis od początku do samego końca z zapartym tchem:) świetny wpis i genialny opis:) śledzę Cię od kilku lat i podziwiam :))) pozdrowienia dla was:))
Ale miło!!! Dziękujemy ❤️❤️❤️
Cześć Paula. Śledzę Cię na insta tutaj jestem pierwszy raz. Z moim partnerem kochamy podróżować. Od dłuższego czasu chodzi nam po głowie safari w porze wrześniowej dodatkowo zaczęliśmy się zastanawiać czy nie połączyć tego z wyprawą na Kili :-) Mam pytanie odnośnie butów. Możesz polecić jakieś sprawdzone firmy butów trekkingowych na nasze polskie góry dodatkowo takie, które mogły by posłużyć również w Afryce w tych niższych partiach zdobywania szczytu. Totalnie nie wiem co powinny mieć i na co zwrócić uwagę. Liczę również na to, że polecisz coś już na te wyższe partie szczytowe gdzie leży śnieg. Pozdrawiam.
Ja mam buty La Sportiva model Trango (super się sprawdziły na Kili jak i w naszych Tatrach). Z niższej półki cenowej i ogólnie „lżejszych” nie polecę, bo nie mam żadnych i nie znam się na tyle :)
Justyna, ja moge polecic najtansze buty z Decathlona (oczywiscie te przeznaczone do trekkingu). Zarowno ja jak i moj mąż je mielismy i nigdy nas nei obtarly. Pamietaj zeby wziac rozmiar wiekszy. Ja za swoje zaplacilam 250zl a maz chyba 290zl. Daly rade na Rysach i daly rade na Kili.
Jejku, gratuluję – wspaniały wyczyn. I jestem w szoku że są dziewczyny które potrafią prowadzić bloga nie tylko o ciuchach i kosmetykach, ale że mają też inne zainteresowania. Z tego co widzę (dziś odkryłam Twoją stronę po przeczytaniu info w gazetce Posnani) masz wiele innych zainteresowań i co ważne, nie jesteś uprzedzona do innych narodowości (o co dzisiaj trudno…). A szok kolejny – czytasz książki! Daję do ulubionych bo nie tylko piękne zdjęcia robisz ale też świetnie piszesz. Pozdrawiam
Bardzo dobry uswiadamiajacy, podbudowujacy i pomocny artykul
Cześć! Jaki model śpiworu i maty mieliście?
Jakiej marki kurtki mieliście?? :)
Jack Wolfskin :)