Od dawna chciałam zebrać wszystkie moje myśli i napisać ten tekst, jednak cały czas jakoś to przeciągałam. W końcu moja przygoda z górami zaczęła się dopiero niecały rok temu. Ale każdy kiedyś zaczynał. W każdym z nas pasja zaczyna się od małego ziarna, które zostało gdzieś tam zasiane w naszej głowie. I to ziarno powoli kiełkuje. Szukasz, odkrywasz, pielęgnujesz i nie do końca wiesz, czy te plony okażą się dobre. Nie wiesz dopóki nie pojawi się pierwszy owoc i kiedy będziesz pewien, że chcesz dalej siać i zbierać plony. Wiele razy to powtarzam i powtórzę się raz jeszcze: gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że będę chodzić po górach, to stwierdziłabym, że wolę morze, a w góry to mogę jechać jedynie odpocząć i posiedzieć w górskiej chacie. Gdyby natomiast ktoś mi powiedział, że będę się w tych górach wspinać, to już w ogóle popukałabym się w czoło i wyśmiała taką osobę. A jednak… nigdy nie mów nigdy.
W ciągu ostatnich miesięcy szukaliśmy każdego wolnego terminu, aby w te góry pojechać – nie było to łatwe: dużo wyjazdów, przeprowadzka, no i w Tatry mamy 6h jazdy. Niemniej jakoś nam się to udawało – może nie za często, ale zawsze! Na początku było wejście na Turbacz, potem skałki z Michałem i nauka podstawowych rzeczy. Potem wyjście w Tatry, na Mnicha. Kilka razy wybraliśmy się na ściankę wspinaczkową no i zaczęliśmy solidne treningi (wydolnościowe, kondycyjne i stabilizacyjne), które miały nas przygotować do wejścia na Kili. W międzyczasie wyskoczyliśmy w Dolomity i Alpy trochę się powspinać, następnie na obóz Himalaya Base Camp a potem Afryka i Kilimandżaro. Tegoroczny sezon górski kończyliśmy na solidnym treningu wspinaczkowym na jednej z najtrudniejszych grani w Tatrach. Niektórzy stwierdzą, że to wszystko to rzucanie się na głęboką wodę. „Zacznij na początku chodzić po szlakach” słyszałam. Michał, z którym chodzimy po górach i który jest międzynarodowym, licencjonowanym przewodnikiem powiedział mi wprost: „Jeśli możesz, to zdobywaj doświadczenie właśnie na takich drogach, które robimy, a na szlaki przyjdzie jeszcze czas”. Zresztą czy droga na Kilimandżaro nie była właśnie takim szlakiem?
Ale do czego zmierzam… to wszystko co robię, to nauka. Gdziekolwiek się wybieramy idziemy z licencjonowanym przewodnikiem, który nas wszystkiego uczy. Wspinaczka na Tofanie di Rozes (drogą Lipella) w Dolomitach dała mi powera,, ale też przede wszystkim sprawiła, że poczułam, że może jednak ta wspinaczka jest właśnie dla mnie. Że to jest coś, co mogę robić! Dostałam wtedy wycisk, ale i pokonałam sporą ścianę, która dała mi ogromnego kopniaka. Chciałam więcej…
Natomiast próba wejścia na Grossglocknera okazała się dla mnie momentem przełomowym. Klasyczna droga na Grossglocknera, to na początku treking, potem przejście przez lodowiec, trochę wspinania po ferracie no i grań. Tym sposobem dochodzimy do schroniska, z którego mieliśmy rano ruszać na szczyt. Kondycyjnie i technicznie to była tylko formalność (przynajmniej tak nas oceniał Michał), ale góra miała wobec nas inne plany. Przez noc napadało mnóstwo świeżego śniegu: zatem ciężko coś zrobić w rakach i ciężko coś zrobić bez nich. Widoczność była zerowa. Decyzja zapadła: schodzimy, nie wejdziemy na szczyt. To było moje pierwsze zetknięcie z takimi górami i od razu pierwsza ogromnie ważna lekcja. To właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że to góry dyktują warunki. Możesz się wściekać ale to nie są żarty, to nie jest spacer po lesie, tu często chodzi o największą wartość: życie. I w tym jednym momencie zrozumiałam, że to nie chodzi o zdobycie szczytu, ale o to co w nas zachodzi podczas całej wędrówki. Ta pierwsza, nieudana próba była lekcją pokory i ciesze się, że otrzymałam taką lekcję na start całej tej przygody. Trzeba umieć odpuścić – to podstawowa zasada w górach.
Jasne, że wszyscy organizują wyprawy z zamiarem zdobycia szczytu, ale nie zawsze się udaje, a w ostatecznym podsumowaniu zawsze najbardziej liczy się droga i to co odkrywamy w sobie. Zdobycie szczytu to pozytywny efekt uboczny. Zdobyliśmy Dach Afryki, najwyższy szczyt Czarnego Lądu – weszliśmy na Kilimandżaro. Wiecie co z tego najbardziej pamiętam? Drogę, którą musiałam przebyć, te emocje, które mi towarzyszyły. Na szczycie euforii nie było. Oczywiście, po zejściu się pojawiła a teraz jest ogromna satysfakcja z tego, że dałam radę, ale to jest właśnie ten pozytywny efekt uboczny. Tym swoim maleńkim, górskim dorobkiem uświadomiłam sama sobie, że dla mnie nie liczy się odhaczanie szczytów, udowadnianie komuś czegoś czy pokazywanie wszystkim: „patrzcie na mnie, dałam radę”. Nie, to mnie nie interesuje (i to w każdej dziedzinie tak mam – ja po prostu chce robić swoje). Góry nie są od tego, tu nie można robić czegoś na pokaz. Mam ogromny szacunek do gór – wzbudzają we mnie z jednej strony lęk, z drugiej strony pożądanie.
Nasze ostatnie wyjście na Żabiego Konia w Tatrach potwierdziło, że to zasiane ziarno zaczyna kiełkować. Ten moment gdy czujesz to dziwne uczucie w żołądku czyli z jednej strony strach, z drugiej podekscytowanie, z trzeciej pełne skupienie i z czwartej radość – tak po prostu robisz to dla siebie. Nie myślisz o niczym innym tylko o tym co jest tu i teraz. Na szczyt nie weszliśmy – dla mnie to jeszcze za szybko, ale to właśnie to ziarno, które pcha mnie żeby trenować i uczyć się. Dziś wiem, że chcę chodzić więcej po Tatrach – bo są trudne i bardzo dużo uczą (już planujemy wypady). Wiem też, że chce pojechać w Dolomity i tam się wspinać. Co będzie dalej i czy w ogóle coś będzie? To się okaże. I znowu nie powiem, że to pasja, ale wiem, że nie chce robić nic na szybko. Chcę się uczyć, chcę czerpać z tego radość, rozwijać się i robić wszystko z umiarem, powoli, małymi kroczkami. Robię to dla siebie, żeby przełamywać swoje słabości, żeby walczyć z lękami, ale jednocześnie żeby czerpać przyjemność i doświadczać tego uczucia, które sprawia, że czuję, że żyję.
Jedyne co chcę Wam pokazywać i o czym cały czas będę mówić, to fakt, że nie ma rzeczy niemożliwych. Nie chce robić rzeczy wielkich, chce robić to co każdy z nas może! W końcu mnóstwo ludzi chodzi po górach, wspina się. Chcę pokazać, że jeżeli sobie coś postanowisz, jeżeli sprawia Tobie to przyjemność, jeżeli masz pasje i chcesz je realizować, to nic nie stoi Tobie na przeszkodzie (nawet jeśli wcześniej wydawało się to nieosiągalne). Musisz na to pracować – pokorą i ciężką pracą, małymi kroczkami dasz radę. Chcę Wam pokazać, że nawet dziewczyna taka jak ja, która lubi się malować, która lubi chodzić w szpilkach i sukienkach może założyć ciężkie buty i pójść w góry. Nie po to, żeby komuś coś udowodnić, ale dla siebie, dla przekraczania własnych granic, przesuwania swojej strefy komfortu. Tak po prostu, żeby się realizować i stwierdzić: „Tak, wspinaczka jest dla mnie!”
Do następnego!
Ładnie napisane, jednak też uważam, że pokory mocno uczy też zdobywanie szczytów po kolei – raczej mało kto porywa zię na Koronę Ziemii jeśli nie przetuptał pasm górskich w swoim kraju. Zresztą, tyle pochlonęłaś już książek o tej tematyce, że pewnie wiesz o co chodzi.
Jasne, że tak! Prawda jest taka, że gdzie najlepiej zdobywać doświadczenie jak nie w naszych Tatrach? :) Ale myślę też, że na Koronę Ziemi nie porywa się osoba bez doświadczenia…
Super pasja,kiedyś często się wspinałam..
Oooo no proszę! ?
„… żeby doświadczać tego uczucia, które sprawia, że czuję, że żyję”.
Żyj z całych sił, Paula. Podążaj swoją drogą. Próbuj, smakuj, doświadczaj i nigdy nie przestawaj zachwycać się światem. Z całego serca życzę temu światu więcej takich ludzi jak Ty. Pięknych zewnętrznie, zachwycających wewnętrznie.
Wspaniały, przemyślany wpis. Dziękuję. Pozdrawiam. :)
Ciesze się i bardzo dziękuję!!!!
Brawo! Za ten wpis, za zdobyte szczyty i za to, jakie wartości wprowadzasz tutaj na swojego bloga:-) jesteś niesamowitą inspiracją i mimo że raczej rzadko kiedy jestem czyjąś fanką, zwlaszcza tu w instagramowym świecie, Ty skradłaś moje serce. Kibicuję Tobie w Twojej dalszej drodzę!!! Wszystkiego dobrego życzę Wam na święta ale także już na Twoje urodziny!!!
Agata dziękuję z całego serca za Twoje słowa!!! <3 I Tobie również życzę wszystkiego dobrego na święta! :)
Piękny wpis, jak widać nigdy nie wiadomo kiedy wykiełkuje w nas nowa pasja. Ja również zawsze wolałam morze, ale nie wykluczam, że kiedyś mogłoby się to zmienić. Życie potrafi zaskakiwać i nigdy nie wiadomo jaki scenariusz jest nam pisany;)
Prawda! <3
Podziwiam Cię za taka odwagę! Ja sama raczej bym się nie odważyła, chociaż kto wie może kiedyś spróbuję :) Bardzo podoba mi się ostatni akapit z tego posta, bardzo inspiruje! Zdobywania wielkich szczytów dla ciebie i Radka! Pozdrawiam :)
Dziękujemy!!! Prawda jest taka, że każdy z nas ma takie swoje cele, swoje „szczyty”, swoją drogę. Najważniejsze to nie bać się i cały czas, małymi krokami dążyć do osiągania swoich celów! :)
W górach byłam tylko raz i to turystycznie. Nigdy nie myślałam o tym, żeby wspinać się na góry. Moim zdaniem to strasznie niebezpieczne.
wygląda na niesamowitą przygodę. Dobrze, że odpuściliście wtedy, to rozsądne posunięcie. Ja do tej pory tylko Tatry za https://przewodnik-po-gorach.pl/
Zazdroszczę Wam tego Kiliamandżaro <3 :)
Uwielbiam góry, pewnie dlatego, że mieszkam nad morzem :) gdyby nie to, że muszę przejechać całą Polskę aby się do nich dostać to byłaby w nich pewnie co weekend. Miłością bezwzględną pokochałam Bieszczady, chociaż nie ma tam szczytów na które można się wspinać to jest to miejsce do którego już chyba zawsze będzie mnie ciągnąć.
Co za widoki <3
Paula jesteś niesamowitą osóbą! Super tekst. To niesamowite ile pozytywnej energii płynie z Twoich postów. Życzę zrealizowania Twoich marzeń i planów :)
Świetny tekst! I do tego zdjęcia- wszystko dopracowane w każdym szczególe- czytałam z wielką przyjemnością :) <3
Wow, te zdjęcia są zapierające dech w piersiach !
Brawo za to , w ogóle bardzo ciekawy wpis -czuję się jakbym przeczytała rozdział książki :)
Super Paula inspirujesz ! :)
Strasznie lubię twoje wpisy. Jesteś sympatyczną,pozytywną i piękna kobietą. Zazdroszczę Ci tej pasji i wielkich chęci do życia oraz poznawania świata. Jesteś dużą inspiracją:) Rób dalej to co robisz bo wchodzi Ci to świetnie:)
ja myślę,że ten wpis powinien dotrzeć do ogromnej masy ludzi,dawno nie widziałam tak mądrego podejścia do gór,brawo! niezwykle ważne są właśnie ten trening,ta powolna droga,pokora – by nie „kolekcjonować” szczytów, tylko czerpać radość z obcowania z naturą. znam osoby,które pojechały kilka razy w Karkonosze i po zdobyciu Śnieżki od razu porywały się na 5- lub 6-tysięczne szczyty. dla mnie to totalna głupota. owszem,to się może udać,ale ten brak doświadczenia zdobywanego krok po kroku na niższych partiach górskich kiedyś się na pewno zemści. oby nie kosztem życia…