Dzisiaj chciałabym Was zabrać w kolejne miejsca, które odwiedziliśmy podczas naszej niezwykłej przygody jaką był Afican Road Trip. Zanim zaczniecie jednak czytać ten post potrzebne Wam są dwie rzeczy: chwila czasu oraz kawa lub herbata. Mam nadzieję, że nie przerazi Was ilość zdjęć, post jest długi, jednak chciałam pokazać i opisać jak najwięcej. Jeśli zatem jesteście gotowi na kolejną dawkę naszych przygód to… zaczynamy!
Do Marakeszu dotarliśmy wieczorem. Szybkie zamledowanie w hoteliku, w samym centrum i ruszyliśmy na plac Jemaa El Fna. Na placu codziennie wieczorem odbywa się wielki targ z jedzeniem, muzyką, lokalnymi grajkami itd – trwa to do około 2 w nocy. Rano jest pusto, stoją same rusztowania, a po głośnym targu ani śladu. Wieczorem zaś wszyscy wracają i nocne życie zaczyna się na nowo. I tak codziennie. Ciekawostką jest fakt, że plac ten od 2001 roku wpisany jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Nie mogliśmy nie spróbować lokalnych przysmaków. Zatrzymaliśmy się przy jednym ze stoisk i zamówiliśmy jedzenie. Dobrze, że był z nami Marek z HollyCow, który najlepiej wiedział co zamówić, żeby pokazać nam marokańskie przysmaki. Tym sposobem zjedliśmy kolację w magicznym miejscu: hałas, gwar, najróżniejsze zapachy, tłumy ludzi, muzyka w tle i oczywiście dobre jedzenie.
Po kolacji wybraliśmy się na spacer po różnych zakamarkach targu. Zrobiłyśmy sobie tatuaże z henny, Radek wytargowal bęben za 20 zł i co chwilę zaczepiali nas sprzedawcy z różnymi przedmiotami. Można tam znaleźć dosłownie wszystko: instrumenty, ubrania, buty, kosmetyki a nawet zwierzęta!
Ania zabrała nas w ciemne zakamarki targu, w którym znaleźliśmy sklepy zajmujące się czarną magią i… sprzedażą zwierząt. To było przerażające i smutne. W momencie gdy spojrzałam na malutkie sówki zamknięte w klatce łzy napłyneły mi do oczu i nie mogłam się opanować. To był naprawdę smutny widok :( W sklepie były też skorpiony, kameleon czy szczury – wszystko na sprzedaż. Można było też kupić np. pęcherze, które pelniły funkcję przechowywania wody. Brrr….
Wypiliśmy jeszcze miętową herbatę w restauracji z widokiem na targ i wróciliśmy do hotelu. Rano szybko się spakowaliśmy i pojechaliśmy do pięknych, kolorowych ogrodów Jardin Majorelle.
W rezydencji na terenie Ogrodów Majorelle pomieszkiwał sam Yves Saint Laurent ze swoim partnerem (jeśli widzieliście film powinniście kojarzyć te ogrody). Projektant lubił to miejsce na tyle, że po jego śmierci zostały w ogrodach rozrzucone jego prochy. W środku znjdziemy także pomnik upamiętniający sylwetkę projektanta.
Pomimo sporej ilośći turystów miejsce to jest ciche i spokojne – zupełne przeciwieństwo Marrakeszu.
W ogrodach dominuje kolor niebieski. Znajdziemy tu także rzadkie gatunki roślin.
Po wizycie w Ogrodach Majorelle zapakowaliśmy się do naszych busików i ruszyliśmy w trasę.
W Agadirze tuż przy drodze spotkaliśmy stado wielbłądów. Oczywiście zatrzymaliśmy się na wspólne foto.
Wielbłąd chyba dobrze wiedział o co chodzi w selfie ;) Następnie dotarliśmy do miejscówki HollyCow, w której odświeżyliśmy się, przepakowaliśmy plecaki, zjeliśmy pyszny tażin i ruszyliśmy znowu w trasę. Kierunek Sidfi Ifni, w którym znajdują się słynne łuki skalne na Legzira Beach.
Do Sidi Ifni dotarliśmy w nocy. Zatrzymaliśmy się w trzypiętrowej, otwartej willi a następnego dnia ruszyliśmy na plażę!
Legzira Beach to plaża, na której znajdziemy naturalne, ogniste i ogromne łuki skalne. Widok jest niesamowity a turystów bardzo mało. To jedno z miejsc, które naprawdę warto zobaczyć, w szczególności, że nie jest jeszcze mocno naruszone przez turystykę. Poniżej zasypię Was zdjęciami tego miejsca, które wywarło na nas OGROMNE wrażenie :)
Do łuków skalnych trzeba było trochę dojść więc zostawiliśmy nasze torby z Markiem i wybraliśmy się na spacer. Większość z nas zostawiła japonki czy sandały na kocu, ponieważ szliśmy oceanem. Nagle jednak na brzegu pojawiło się milion małych kamieni więc mieliśmy dwa wyjścia: iść boso po kamieniach lub przejść po naprawdę gorącym piasku. W jedną stronę wybraliśmy kamienie – nasze stopy już wtedy wołały o pomoc. W drugą zdecydowaliśmy się na piasek…
… nigdy nie szłam a raczej nie biegłam po tak gorącym piasku. Poniżej widziecie zdjęcie podczas jednego z naszych postojów ^^ Wyglądało to mniej więcej tak: 10 metrów biegu, przerwa czyli szybko na tyłek i nogi do góry (lub na kapelusz) – możecie sobie wyobrazić jak śmiesznie to wyglądało. W tle widać też Czarka, który zabrał ze sobą klapki – tak bardzo mu zazdrościliśmy. W końcu udało nam się dobiec do oceanu i poczuć niesamowitą ulgę. Stopy bolały nas jeszcze następnego dnia. Wniosek z tego taki: zabieraj zawsze ze sobą klapki ^^ nawet jeśli idziesz na spacer brzegiem oceanu.
powyższe dwa zdjęcia porwane od Marty (klik).
Po plażowaniu i obiedzie czekała nas najgorsza trasa czyli 1200 km na raz. Poniżej jeszcze uśmiechnięci, nie do końca świadomi tego co nas czeka…. :)
200 km za nami, do Dakhli, do której zamierzaliśmy dotrzeć następnego dnia zostało nam 1000 km!
Trasa trasą, ale trzeba zjeść kolację. Zatrzymaliśmy się więc na pustyni w opuszczonym budynku. To było nasze pierwsze gotowanie w plenerze. Poszło nam całkiem sprawnie. Pyszny makaron z pesto, sałatka marokańska i szampan a to wszystko w takim miejscu – czego chcieć więcej <3
Każdy miał swoje obowiązki. Taka wyprawa to też zgrani ludzie, którzy nie maurdzą i wykonują swoje zadania. Nasz team był super! Wszyscy potrafiliśmy się zgrać i sprawnie ugotować posiłek, posprzątać i ruszyć dalej.
To była nasza pierwsza noc w busie – całą noc jechaliśmy. Zatrzymywaliśmy się tylko na licznych check pointach, na których trzeba było pokazać paszporty i powiedzieć dokąd się jedzie. Kolej Radka na jazdę przypadła na 2-5 godzinę. Gdy wszyscy spali my dzielnie jechaliśmy – ja jako nawigator, Radek kierowca. Później gdy stery przejął ktoś inny my padliśmy i zasneliśmy na karimatach, na podłodzie w busie. Po przebudzeniu ujrzeliśmy pustynny krajobraz. Momentami wszyscy czuliśmy się jak w Arizonie. Pamiętacie zdjęcia z poprzedniej relacji? Widać jak bardzo zmienił się już krajobraz.
W końcu jest – ocean! To oznaczało już tylko jedno – dojechaliśmy do Dakhli czyli 1200 km za nami :)
Zjedliśmy śniadanie, szybka poranna toaleta na postoju, mycie zębów przy busie i pojechaliśmy szukać plaży. Tylko spójrzcie co udało nam się znaleźć! Totalnie dzika plaża z białym piaskiem, do której musieliśmy zejść po skałach bo praktycznie nie było do niej dojścia. Dla takich chwil warto było przemęczyć się te 1200 km. Kąpiel w oceanie od razu postawiła wszystkich na nogi.
Na plaży spędziliśmy kilka godzin na pogaduchach, kąpieli w oceanie, robieniu zdjęć itd.
Po kilku godzinach plażowania, podjechaliśmy jeszcze do jednego miejsca o nazwie Dakhla Attitude. Tam chwilę posiedzieliśmy i ruszyliśmy już w kierunku granicy Maroko – Mauretania.
W drodze do granicy minęliśmy Strefę Zwrotnikową Raka! Obowiązkowo zatrzymaliśmy się na fotki. Było straaaasznie zimno, więc zaraz po zrobieniu zdjęć wskoczyliśmy do busa i ruszyliśmy na spotkanie z kolejną przygodą jaką było przekroczenie granicy…
Tuż przed granicą zatrzymaliśmy się jeszcze na kolację. To było nasze drugie gotowanie już nie w plenerze tylko na stacji benzynowej, na której pozwolili nam gotować w swojej kuchni. Wszyscy się najedli i do granicy dojechaliśmy o 3 w nocy. To była kolejna noc w busie – chyba najbardziej przerażająca. Ale o tym przeczytacie w kolejnym poście. Poniżej możecie zobaczyć jak wyglądał nasz bus (istny armagedon) i jak radziliśmy sobie ze spaniem ^^
To był koniec naszej przygody z Maroko, ale tak naprawdę dopiero początek przygód… To co zobaczyliśmy później zmieniło moje postrzeganie świata o 180 stopni. O tym jak czekaliśmy 14 godzin na granicy, jak przejechaliśmy 400 km bezkresnym pustkowiem i jak wygląda stolica Mauretanii przeczytacie w kolejnym poście.
Do następnego!
Hej! Świetna relacja, wtedy kiedy Wy byliście w Afryce ja byłam po jej drugiej stronie Oceanu, na końcu Europy, a dokladnie w Andaluzji, kiedy dotarłam do Tarify od Afryki dzieliły mnie jakies 10-15 km, i pamietam jak mówiłam do partnera, patrz po drugiej stronie Oceanu jest Paula, ciekawe co robią i gdzie dziś są….. i szybko wchodziłam na Insta i was śledziłam….. coś niesamowitego….. ta Wasza podróż, to coś co naprawdę zapiera dech w piersiach :) czekam na dalsze zdjęcia i opis Waszej podróży :*
Ale miło <3 :)
Tego oceanu to zazdroszczę!;) Te łuki skalne naprawdę robią wrażenie!
Post jest świetny !! Strasznie wam zazdroszczę tej podróży i nie mogę się doczekac kolejnego postu :*
Paula musisz pisac częściej, bo już nie mogę się doczekać kolejnej relacji:)Ja w tym roku nie mam urlopu, ( za dwa miesiące ślub!:) więc chociaz na chwilę mogę się przenieść w zupełnie inni świat. Dzięki pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na następny post. Buziaki
Kochana zazdroszcze podróży. A mogłabyś powiedzieć skąd ta biała sukienka?
H&M :) kupowana na kilka dni przed wyjazdem czyli na początku czerwca :)
Zdjęcia są niesamowite! Pokazują niezwykłość tego miejsca :) A woda ma bajeczny kolor!
http://modajestnaszapasja.blogspot.com/2015/07/1-inspirations.html
Będzie mi miło, jeżeli zostawisz po sobie ślad u mnie <3
Nie wiem czemu, ale oglądając te wszystkie piękne zdjęcia popłakałam się. Przeżyłaś super przygodę życia, te wszystkie piękne miejsca, plaże, Ocean, to wszystko wywarło na mnie tak ogromne wrażenie, zazdroszczę tak cudownej podróży i tych wspomnień :*
<3 :*
Fantastycznie czytało się o Waszych przygodach, przepiękne zdjęcia! :) już nie mogę się doczekac kolejnej relacji :)
2 czesc rownie cudowna jak i 1 ;) z niecierpliwoscia czekam na kolejne! mam dwa pytania; czy na wyprawie byly niebezpieczne/ grozne momenty? jesli tak to czy je opiszesz? oraz pytanie z czystej ciekawosci; czy zabraliscie cos ze soba co kompletnie sie nie przydalo a w pierwotnym zamysle mialo byc zupelnie inaczej oraz czy zapomnieliscie czegos zabrac lub nie mieliscie ze soba co by sie akurat przydalo? ;) pozdrawiam
1. Na szczęście nie było żadnej niebezpiecznej sytuacji :)
2. My ogólnie gdy się pakowaliśmy to robiliśmy to bardzo dokładnie, wszystko przemyśleliśmy więc niczego nam nie zabrakło i niczego nie mieliśmy ponad :) nawet ilość ubrań była idealna do wyprawy :)
dziekuje za odpowiedz! ;)
Świetny post, czytałam go z wielką przyjemnością i ogromnym zainteresowaniem , z niecierpliwością czekam na kolejną relację ! :)
Aż mi się łezka w oku zakręciła, bo spędziłam w Marrakeszu jedne z najlepszych wakacji swojego życia :)
Czekam na kolejną porcję wrażeń!
Ale super!Czytając ten post czułam się jakbym sama tam była!!!!
Z niecierpliwością czekam na kolejny wpis :D Świetne zdjęcia:)
POZDRAWIAM <3
Uwielbiam te posty! :) Zazdroszczę super przygody :) Napiszesz o tym skąd wziął się pomysł na taką przygodę, jakie rzeczy ze sobą zabraliście, jak to wszystko organizowaliście? Bardzo jestem ciekawa :)
Organizatorem był Marek z hollycow.pl :) my po prostu usłyszeliśmy o wyprawie i momentalnie się na nią zgłosiliśmy :)
Genialna wyprawa. Zazdroszczę! :)
zdjęcia niesamowite, a pewnie nawet w połowie nie oddają tego co czuje się „na żywo” ;) czekam na kolejną relację i z chęcią oglądam snapy (wcale nie przewijam :D) więc opowiadaj nam jak najwięcej! :) pomimo, że wcale się nie znamy to sprawiasz wrażenie naprawdę fajnej i wartościowej osoby, a z Radkiem tworzycie świetną parę, zawsze jesteście tacy radośni i wpatrzeni w siebie, że aż z przyjemnością się Was ogląda (pewnie tak to odbieram bo sama też jestem w takim mega szczęśliwym związku i wiem jak to jest ;)). Pozdrawiam Was i życzę wszystkiego dobrego! ;)
Dziękujęmy!!! I bardzo cieszą nas Twoje słowa <3 :*
Relacja jest tak świetna, że czuję się jakbym tam była :) Już wiem, że zaczynam zbierać pieniądze na taką wyprawę <3
Mam kilka pytań "z życia" ;) To aż 3 tygodnie, czy mając w tym czasie miesiączkę da się przeżyć?Ja akurat przechodzę ciężko, ale są przeciwbólowe, wiesz chyba o co mi chodzi :) A jak z toaletą ogólnie odnośnie siusiu i nie tylko? Zatrzymywaliście się pewnie am gdzie można było skorzystać, a na trasie krzaczki? Czy bus ma? :)
Pozdrawiam Cię serdecznie Paula i nie mogę się już doczekać następnego postu <3
Agnieszka
1 pytanie – pewnie, że da się przeżyć :)
2. Zatrzymywaliśmy się w miejscach gdzie były toalety – w Maroko np. na stacjach nie było problemu z toaletą, ale im dalej w Afrykę tym gorzej ;) np. w Mauretanii przez 400 km nie było NIC, nie było nawet krzaczków więc jedyną opcją było załatwienie się za busikiem :) Były też momenty gdzie toalety to była tylko dziura i nic więcej :)
Ależ ci zazdroszczę tej wyprawy! To musiało być niesamowite :) Mimo wszystko to ja chyba bym się nie zdecydowała na taką podróż, temperatury by mnie wykończyły. Zdecydowanie wolę chłodniejsze klimaty :>
Pozdrawiam i życzę kolejnych takich podróży!
Może coś więcej o LOKALNYCH PRZYSMAKACH, których próbowaliście w Maroko? Tak na przyszłość, żeby wiedzieć CZEGO próbować! ;-)
Cudowne są te miejsca, zwłaszcza te ogrody i ocean. Nic dziwnego, że post jest długi, skoro tyle tam było do opisania. :)
Mogłabyś napisać post na temat niezbędników wakacyjnych i co należy zabrać ze sobą na wakacje :) ps. super fotorelacja!:)
Notki z twojej wyprawy sa cudowne! Mega wciągające, pokazują jak wiele jest niesamowitych miejsc o których sie nie mowi a nawet nie zobaczymy ich na filmach.. :)
Moim zdaniem te wpisy mocno motywują by zaoszczędzić kilka groszy i przeżyć cos wartego wspominania.
Nie moge sie doczekać kolejnej relacji z Twojej podróży!
Pozdrawiam cieplutko :)
Czekam na kolejny post i dalszy ciąg ;-)
kiedy kiedy ;>
Super, uwielbiam podróże!
Cudowne zdjęcia! Przypomniała mi się moja podróż do Maroka. Legzira jest piękna, ale nie umywa się do plaż Algarve. Zdecydowanie polecam odwiedzić ten region Portugalii.