Ze względu na przygotowania do ślubu i remont kolejna relacja z African Road Trip trochę przeniosła się w czasie. Ale już jest! Dzisiaj relacja z Senegalu. To już przedostatni post z naszej wyprawy, ale nie martwcie się! Zarówno z Senegalu jak i z Gambii mam dla Was duuużo zdjęć! Jeśli zatem chcecie zobaczyć co spotkało nas w Senegalu i jak bardzo różni się on od Mauretanii (klik) to zapraszam do czytania :) Enjoy!
Na granicę Mauretania-Senegal dotarliśmy około 18:00. Na miejscu spędziliśmy jak zwykle trochę czasu – niekończące się formalności. Tam naprawdę nie można nic zrobić na szybko. Na szczęście z jednej strony otaczał nas ocean, z drugiej rzeka więc widoki były bardzo przyjemne dla oka i umilały mijające minuty.
Czekanie zleciało nam bardzo szybko. Momentalnie na granicy podeszły do nas dzieci, a że byliśmy przygotowani na to (mieliśmy różne przedmioty do wydania) to podarowaliśmy każdemu jakiś drobiazg.
Maciek (z naszej ekipy) podarował każdemu z chłopców koszulkę a także spodnie i buty! To bylo pierwsze nasze spotkanie z dziećmi, które żyją w takich warunkach. Gdy już puścili nas na granicy i zmierzaliśmy do miejsca docelowego w naszym busie panowała cisza. Myśli każdego z nas krążyły wokół tego co zobaczyliśmy (a to tak naprawdę był dopiero początek chwytających za serce i przerażających widoków).
Naszym pierwszym celem w Senegalu było miejsce o nazwie Zebra Bar w Saint Louis – założyła je europejka Urszula. Zielony teren nad oceanem z bungalowami to absolutnie niesamowite i piękne miejsce. Dojechaliśmy tam wieczorem, więc tylko ugotowaliśmy sobie kolację i każdy poszedł spać do swojego domku. Rano naszym oczom ukazały się drzewa, hamaki i huśtawki. Śniadanie zjedliśmy na powietrzu, a potem każdy odkrywał uroki tego cudnego miejsca.
My wybraliśmy się na punkt widokowy na terenie Zebra Bar…
… odpoczywaliśmy w hamakach….
… zwiedzaliśmy okolicę…
… w której było mnóstwo typowych afrykańskich łodzi i muszelek.
Poznaliśmy też Norę, która okazała się adoptowaną córką Urszuli :)
Z samego rana nie mogliśmy za bardzo posiedzieć na plaży ze względu na przypływ. Dopiero po południu pojawił się biały piasek a na nim… setki krabów!!!
Oprócz krabów było też mnóstwo jaszczurek o różnych barwach, ptaków np. tukanów i… małp! Niestety nie udało mi się uchywcić małpy, która cały czas kręciła się niedaleko nas, ale musicie mi uwierzyć na słowo – była ogromna!
Żałowaliśmy trochę, że nie zostajemy w tym wspaniałym miejscu chociaż jeden dzień dłużej, ale już czekały na nas kolejne atrakcje więc około godziny 16 ruszyliśmy w drogę nad… różowe jezioro!
Po drodze mijaliśmy wioski, w których kobiety sprzedawały mango! Jak wspaniale, że właśnie wtedy byl sezon na te owoce. Niestety te mango, które możemy kupić w Polsce pozostawiają sporo do życzenia :( a szkoda, bo już brakuje mi ich smaku!
Nad różowe jezioro zajechaliśmy w nocy, więc każdy powędrował spać do swoich „hotelowych domków”, aby rano wykąpać się w jeziorze, które ma większe zasolenie niż Morze Martwe! Woda jeziora ma różowy kolor, który zmienia się w zależności od padania promieni słonecznych. My niestety nie załapaliśmy się na piękne słońce i nasycony landrynkowy kolor, ale nie przeszkodziło nam to w kąpieli i doświadczeniu czegoś absolutnie niezwykłego. Woda tak bardzo wypychała na powierzchnię, że nie trzeba było ruszać nawet palcem – bez problemu można czytać gazetę czy książkę! Po kąpieli trzeba było dokładnie się spłukać, ponieważ całe ciało pokrywała tłusta powłoka.
Po kąpieli i śniadaniu ruszyliśmy do stolicy Senegalu.
Zwiedzając Dakar, Marek zabrał nas do „restauracji” nad oceanem, która serwuje pyszne, tanie owoce morza łowione na miejscu , na naszych oczach!
Powyżej możecie zobaczyć właściciela „restauracji” z rodziną, którzy odpoczywali niedaleko naszego stołu.
Skoro Marek mówił, że serwują tutaj najlepsze owoce morza to zamówiliśmy ostrygi (12 ostryg = 12 zł), krewetki, mule, kalmary i jeżowce! Pierwszy raz jadłam jeżowca i chociaż owoce morza uwielbiam, to akurat to danie nie przypadło mi do gustu. Niemniej warto też wspomnieć o rachunku, który musieliśmy zapłacić. Wspólny rachunek na 10 osób wyniósl nas… 70 tysięcy!!! Na szczęście nie złotych tylko waluty Senegalskiej jaką jest frank zachodnioafrykański (1 frank to 0,0015 euro).
Po jedzeniu podskoczyliśmy też na najlepszą kawę w Dakarze. Niesamowity aromat, mnóstwo przypraw i intensywny smak – ciekawe doznanie smakowe – a to wszystko w fajnym, klimatycznym miejscu na świeżym powietrzu.
W Dakarze siedzieliśmy do wieczora.Część ekipy popłyneła promem na wyspę niewolników, a druga część (czyli my, Paula, Maciek i Marek) została w mieście. W tym czasie zrobiliśmy zakupy w markecie, zdjedliśmy wreszcie porządny, europejski posiłek – hamburgery a czekajac na resztę ekipy rozłożyliśmy karimaty na jezdni i popijając gin rozmawialiśmy na wszelkie możliwe tematy. Brzmi całkowicie normalnie, ale ta chwila miała naprawdę wspaniały klimat. Gdzieś w Senegalu grupka Polaków siedzi sobie na ulicy na karimatach, popija gin i snuje opowieści – dla mnie magia <3
Na noc zatrzymaliśmy się w willi u pewnej Włoszki, jednak już z samego rana opuściliśmy to miejsce zmierzając do kolejnego celu. Po drodze mijaliśmy całą masę wiosek: większych, mniejszych. Niektóre składały się z samych baraków, inne z większych domków. Na każdym kroku można było spotkać kobiety, które nosiły na głowach wielkie wiadra i dzieci w chustach. Nie wiem jak one to robią, ale nie dość że tyle noszą, to jeszcze poruszają się z wspaniałą gracją!
W Senegalu zderzyliśmy się z okropnym brudem i śmieciami na ulicy. Wszędzie, nawet w samym Dakarze można było natknąć się na pobocza usypane ze śmieci. To jedna z rzeczy, która bardzo utkwiła mi w pamięci. My wszyscy jesteśmy nauczeni wyrzucać śmieci, zbierać je jeśli gdzieś leżą itd. Tam natomaist ludzie normalnie funkcjonują pośród takiego brudu i smrodu. Często słyszy się, że w Afryce jest brud, smród, bieda, ale trzeba to zobaczyć na własne oczy żeby przekonać się, że w rzeczywistoći jest jeszcze gorzej niż to sobie wyobrażamy.
Ostatnim przystankiem na naszej trasie w Senegalu był rezerwat Bandia. Już w drodze do rezerwatu mijaliśmy wielkie i piękne Baobaby. Powyżej zdjecie z jednym z nich – te drzewa robią naprawdę niesamowite wrażenie. Później, w Gambii mieliśmy okazję pić sok z nasion Baobabu, ale o tym w kolejnej notce.
Do rezerwatu wjechaliśmy swoim samochodem i po prostu jeździliśmy między drzewami w poszukiwaniu zwierząt. Na wstępie ujrzeliśmy małpy i hienę…
… a poźniej zaczęło robić się ciekawiej :) Do nosorożca podjechaliśmy na odległość 4 metrów!!! Chyba nie był nami zainteresowany bo tylko otworzył jedno oko i dalej odpoczywał w cieniu ( w sumie nie ma się co dziwić – było ponad 40 stopni!).
W rezerwacie zobaczyliśmy także Oryksy i wiele innych antylop…
a także Zazu z Króla Lwa!!! To ten niebieski ptaszek, który opiekował się Simbą.
Była także żyrafa na chillu, do której również podjechaliśmy na odległość kilku metrów…
… oraz zebry! To było naprawdę fajne przeżycie zobaczyć te wszystkie zwierzaki żyjące sobie w swoich naturalnych warunkach. Odpowiadając już na Wasze pytania: lwów i słoni nie było, ponieważ nie występują w tym rejonie.
Wyjechaliśmy z rezerwatu i kierowaliśmy się na granicę Senegal-Gambia! Na granicę spóźniliśmy się 5 minut (zamykali ją o 18 a my byliśmy chwilę po), dlatego nie pozostało nam nic innego jak nocka na stacji benzynowej. Niektorzy spali w busie, inni w namiotach a jeszcze inni na ziemii w samym śpiworze – było ciekawie! To była jedyna noc, którą mogłabym sobie darować z wyprawy a wszystko przez wirus, który zaatakował trzy osoby (w tym mnie!). Na szczęście noc przeżyliśmy a rano ruszyliśmy do Gambii! O tym jak czekaliśmy na prom w ponad 5 godzin w 50-cio stopniowym upale i co czekało nas gdy dojechaliśmy do celu naszej wyprawy przeczytacie w kolejnej notce.
Jeśli macie jakieś pytania z chęcią na nie odpowiem :) Do następnego!
A nie baliście się w tej podróży chorób? albo jakiś robali co wchodzą pod skórę?
Wiadomo, że baliśmy ale to bardziej przed wyjazdem – na miejscu już o tym za bardzo nie myśleliśmy :)
Twoje notki z podróży są po prostu genialne :))))) starasz się wszystko dokładnie opisać, aby przybliżyć nam dane miejsce i to jest świetne ! widać, że podróże to Twoja pasja, a dzielenie się pasją z innymi to wspaniała rzecz :) dziękuję Ci za to :*
A za ta wycieczke placiliscie sami czy mialas za darmo wyjazd? :) Jaka cena takiego wyjazdu :) ? Jak zwalczylas wirus? Zwyklymi lekami typu fervex? Nie balas sie,ze dopadla Cie jakas afrykanska choroba?
Płaciliśmy sami :) Wszystkie informacje cenowe znajdziesz na hollycow.pl :) Co do wirusa to pomogły mi tabletki Nifuroksazyd bo to bardziej było zatrucie czy coś w tym stylu :) Na szczęście wszystko dobrze się skończyło dla każdego z nas i teraz możemy to wspominać. Ale w danym momencie wcale nie było nam do śmiechu – przeszła nam myśl, że może to być jakaś afrykańska choroba.
Czy z dziecmi rozmawialiscie po angielsku czy nie dalo sie z nimi porozumiec ? Jak z angielskim w Afryce?
W Maroko, Mauretanii i Senegalu głównie francuski, angielski co niektórzy :) Natomiast w Gambii mówią po angielsku. Z dziećmi rozmawialiśmy raczej tak, że każdy po swojemu, ale w takich przypadkach naprawdę więcej nie trzeba – idzie się porozumieć :)
Mnie ciekawi czy musieliście się zaszczepiać na różne choroby. Byłam w Afryce trzy razy, ale w rejonach turystycznych. Jestem ciekawa czy odwiedzając dziką Afrykę trzeba zabezpieczyć się przed chorobami.
Trzeba:) Nie wiem dokładnie na co tam, ale moi rodzice byli w innym rejonie Afryki i na pewno brali tabletki Malarone na malarię plus robili kilka szczepień :)
Owszem, trzeba :) są szczepienia obowiązkowe np. na żołtą febrę ale też są szczepienia zalecane, które my wykonaliśmy dla własnego bezpieczeństwa. Dodatkowo musieliśmy brać tabletki na Malarie :)
relacja jak zwykle bardzo interesująca, ta podróż musiała byc niesamowita, ale i bardzo męcząca.
Paula, a czemu nie ma wcześniejszych postów z African Road Trip w sekcji podróże? I wgl gdzie one są? Chciałam sobie odświeżyć pamięć i zobaczyć wcześniejsze wpisy, ale jak klikam w podróże to ich tam nie ma, jest tylko Barcelona :/
Ja je normalnie widzę w zakładce „Podróże” więc nie wiem dlaczego Ty ich nie widzisz :( ale zaraz napiszę do osób, które zajmują się technicznie blogiem o zaistniałym problemie :)
Mi jest smutno, że to już przedostatnia relacja. Mogłabym czytać o waszych podróżach i czytać… Ta roślinność, owoce, zwierzęta niezmiennie mnie zachwyca.
Uwielbiam takie fotorelacje. Sprawiają, że chociaż na chwilę można się przenieść w inne miejsce :) Niesamowita przygoda!
Doznania smakowe na pewno były niezapomniane, no i zwierzęta na wyciągnięcie ręki.
Z drugiej strony strasznie przykro się robi widząc w jakiej biedzie i brudzie żyją ludzie :(
Wspomnienia na całe życie. Pozdrawiam
Paula, tak się zastanawiam, czy ta Wasza wyprawa była tą samą, której relację opublikowała na swoim blogu What Anna Wears – http://whatannawears.com/busem-po-afryce-do-gambii-nasza-przygoda-zycia-vol-1str1 ? Pytam, ponieważ miejsca się zgadzają, chyba gdzieś też wspominałaś, że wybieracie się z Anią, jednak u Ani są wymienieni zupełnie inni uczestnicy podróży (nie ma Ciebie i Radka, Marka, o którym wspominasz). Tak pytam z ciekawości, czy to relacja z tej samej wycieczki :)
A tak w ogóle to niesamowita podróż, nie mogę się doczekać kolejnej relacji!
Ania i Marek byli na takiej samej wyprawie w marcu aby przetrzeć szlaki :) Później zrobili wyprawę dla zainteresowanych, na którą my się zapisaliśmy :) Więc ta relacja z bloga Ani nie jest naszą wspólną wyprawą :)
Aha, to super :) Dzięki i pozdrawiam :*
Chyab pierwszy raz z takim zainteresowaniem czytałam post, mega!
Bardzo ciekawy post, interesujący!:)
zapraszam do mnie: http://blousforyou.blogspot.com/
Przyznaję Ci odznakę miss pepper w skrócie MP, za piękne zdjęcie ZAZUUUU, Żyrafki i Zeberki. I piękny post, ale to wiadomo.
Czytam, czytam rozmarzyłam się a tu koniec1 Chcę więcej;)
Odswiezam snapchata w oczekiwaniu na dodatkowe opowiesci a tam cisza :( koniecznie cos opowiedz !!! ❤️
jutro będą! :)
Wspaniała przygoda, zdjęcia niesamowite ;)
Zazdroszczę Ci takiej przygody i pięknych wspomnień ;-)
Pozdrawiam serdecznie ;)
A co to za wirus was dopadł? Mam nadzieję, ze nic groźnego? ;)
chciałabym wiedzieć – musieliśmy się czymś zatruć :) Ale po nocy „przygód” było już ok :)
Bardzo wolno ładują mi się zdjęcia… Ale warto bylo poczekać, są cudne!
http://www.katsuumi.pl
Paula mam pytanie nie dotyczące postu , mogłabyś podać swoje wymiary? twoja figura jest dla mnie idealna :))
Hej, widziałam na Twoim instagramie kolaż ze zdjęć :) możesz powiedzieć gdzie kupiłaś ten plakat stojący na komodzie you&me?
Leroy Merlin :)
W jaki sposób wracaliście z Gambii? Dwa razy przejechaliście trasę Maroko-Mauretania-Senegal-Gambia? (może gdzieś była ta informacja, ale trafiłam na Twojego bloga niedawno i mogłam ją przegapić)
Wracaliśmy samolotem :) Banjul -> Barcelona -> Poznań :)
Świetne zdjęcia i ciekawa relacja. Ależ Ci zazdroszczę zarówno urody jak i tych wspaniałych miejsc które możesz oglądać ;) Bardzo „płynnie” czyta się Twojego bloga. Oby tak dalej! Samych sukcesów Ci życzę
PS. Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia. Szczęścia!
Mam jeszcze takie pytanie…czy znasz może jakieś ćwiczenia żeby wyrzeźbić nogi-konkretnie łydki-jestem szczupła ale moje łydki są dość potężne(poważnie)najchętniej zgubiła bym w tym miejscu parę cm ale nie bardzo wiem jak to zrobić…większość ćwiczeń je umięśnia a co za tym idzie zwiększają tak swoją objętość a ja potrzebuję tą objętość zmniejszyć….potrafisz mi coś pomóc,doradzić?
Jezdzic duzo na rowerze :)
Halo :) Świetna strona!!! Jestem nią porostu oczarowana!!! A zdjęcia to jakaś poezja… Możesz mi zdradzić jakiego aparatu używasz? Obecnie jestem na etapie poszukiwania, i kto wie, może z Twoją pomocą szybko je zakończę. Życzę Ci samych sukcesów! Rób dalej to co robisz bo jesteś w tym świetna!
Pozdrawiam / Ania / http://www.beyloo.eu
Zdjecia z wyprawy zostały zrobione aparatem Sony alfa5100 natomiast zdjecia stylizacji robie canonem 550D :)
Paula, zazdroszczę wyprawy. Jestem ogromną fanką Twojej urody! Przy okazji gratuluję wstąpienia na nową drogę życia i życzę szczęścia oraz powodzenia. :))) Mam też pytanie z innej beczki: jakie niedrogie i fajne polecasz restauracje w Warszawie? Żeby można było smacznie zjeść w przystępnej cenie? Przesyłam uściski i trzymam za Ciebie kciuki! :*
Jesli chodzi o restauracje w Warszawie to w ogole sie w nich nie orientuje :) moge za to polecić kilka w Poznaniu :)
Świetne zdjęcia i relacja! Bardzo chciałbym też tam pojechać. Możesz opisać ile wyniosła Was cała wyprawa i jak się tam dostaliście?
Dostaliśmy sie tam przez http://www.hollycow.pl :) tam tez znajdziesz info dotyczące kosztów :)
Uwielbiam ten klimat zdjęć. CUDOWNIE i dziko.
Miałam jechać, lecz termin mi nie odpowiadał!
Paula, a co z Twoim tatuazem na lydce, ktory mialas robic przed wyprawa, w maju?
Przełożyłam ze względu na wyjazd :) a na razie nie mam w ogole czasu iść go zrobic
Uwielbiam Twoje Snapy!!!!!!!! Super relacja z wyprawy, bardzo interesująca! Pozdrawiam :)
Czy mogłabys zdradzić gdzie kupiłas taki cudny wianuszek jak na zdjęciu powyżej? Delikatny i przepiękny! :*
Parfois :)
Dziekuje! ;***
O jacie, jakie te zdjęcia są piękne! Genialna podróż, też kiedyś pojadę w tamte rejony ;-)