Ze względu na przygotowania do ślubu i remont kolejna relacja z African Road Trip trochę przeniosła się w czasie. Ale już jest! Dzisiaj relacja z Senegalu. To już przedostatni post z naszej wyprawy, ale nie martwcie się! Zarówno z Senegalu jak i z Gambii mam dla Was duuużo zdjęć! Jeśli zatem chcecie zobaczyć co spotkało nas w Senegalu i jak bardzo różni się on od Mauretanii (klik) to zapraszam do czytania :) Enjoy!

DSC08120sss

Na granicę Mauretania-Senegal dotarliśmy około 18:00. Na miejscu spędziliśmy jak zwykle trochę czasu – niekończące się formalności. Tam naprawdę nie można nic zrobić na szybko. Na szczęście z jednej strony otaczał nas ocean, z drugiej rzeka więc widoki były bardzo przyjemne dla oka i umilały mijające minuty.

DSC08113ddd

Czekanie zleciało nam bardzo szybko. Momentalnie na granicy podeszły do nas dzieci, a że byliśmy przygotowani na to (mieliśmy różne przedmioty do wydania) to podarowaliśmy każdemu jakiś drobiazg.

DSC08108ddd

DSC08123ddd

DSC08147ddd

Maciek (z naszej ekipy) podarował każdemu z chłopców koszulkę a także spodnie i buty! To bylo pierwsze nasze spotkanie z dziećmi, które żyją w takich warunkach. Gdy już puścili nas na granicy i zmierzaliśmy do miejsca docelowego w naszym busie panowała cisza. Myśli każdego z nas krążyły wokół tego co zobaczyliśmy (a to tak naprawdę był dopiero początek chwytających za serce i przerażających widoków).

DSC08143ddd

Naszym pierwszym celem w Senegalu było miejsce o nazwie Zebra Bar w Saint Louis – założyła je europejka Urszula. Zielony teren nad oceanem z bungalowami to absolutnie niesamowite i piękne miejsce. Dojechaliśmy tam wieczorem, więc tylko ugotowaliśmy sobie kolację i każdy poszedł spać do swojego domku. Rano naszym oczom ukazały się drzewa, hamaki i huśtawki. Śniadanie zjedliśmy na powietrzu, a potem każdy odkrywał uroki tego cudnego miejsca.

IMG_2167xxxx

DSC08163ddd

DSC08152ddd

My wybraliśmy się na punkt widokowy na terenie Zebra Bar…

DSC08185sss

… odpoczywaliśmy w hamakach….

DSC08173sss

… zwiedzaliśmy okolicę…

DSC08196ddd

DSC08167sss

… w której było mnóstwo typowych afrykańskich łodzi i muszelek.

DSC08171sss

DSC08149ddd

DSC08158ddd

DSC08202ddd

DSC08197sss

Poznaliśmy też Norę, która okazała się adoptowaną córką Urszuli :)

IMG_2020kkk-001

DSC08210ddd

Z samego rana nie mogliśmy za bardzo posiedzieć na plaży ze względu na przypływ. Dopiero po południu pojawił się biały piasek a na nim… setki krabów!!!

DSC08221fff

DSC08236ddd

Oprócz krabów było też mnóstwo jaszczurek o różnych barwach, ptaków np. tukanów  i… małp! Niestety nie udało mi się uchywcić małpy, która cały czas kręciła się niedaleko nas, ale musicie mi uwierzyć na słowo – była ogromna!

DSC08231eee

Żałowaliśmy trochę, że nie zostajemy w tym wspaniałym miejscu chociaż jeden dzień dłużej, ale już czekały na nas kolejne atrakcje więc około godziny 16 ruszyliśmy w drogę nad… różowe jezioro!

IMG_2219kkk

Po drodze mijaliśmy wioski, w których kobiety sprzedawały mango! Jak wspaniale, że właśnie wtedy byl sezon na te owoce. Niestety te mango, które możemy kupić w Polsce pozostawiają sporo do życzenia :( a szkoda, bo już brakuje mi ich smaku!

SENEGAL

IMG_2134kk

Nad różowe jezioro zajechaliśmy w nocy, więc każdy powędrował spać do swoich „hotelowych domków”, aby rano wykąpać się w jeziorze, które ma większe zasolenie niż Morze Martwe! Woda jeziora ma różowy kolor, który zmienia się w zależności od padania promieni słonecznych. My niestety nie załapaliśmy się na piękne słońce i nasycony landrynkowy kolor, ale nie przeszkodziło nam to w kąpieli i doświadczeniu czegoś absolutnie niezwykłego. Woda tak bardzo wypychała na powierzchnię, że nie trzeba było ruszać nawet palcem – bez problemu można czytać gazetę czy książkę! Po kąpieli trzeba było dokładnie się spłukać, ponieważ całe ciało pokrywała tłusta powłoka.

IMG_2195sss

IMG_2180sss-001

Po kąpieli i śniadaniu ruszyliśmy do stolicy Senegalu.

IMG_2235kk

Zwiedzając Dakar, Marek zabrał nas do „restauracji” nad oceanem, która serwuje pyszne, tanie owoce morza łowione na miejscu , na naszych oczach!

DSC08254ddd

Powyżej możecie zobaczyć właściciela „restauracji” z rodziną, którzy odpoczywali niedaleko naszego stołu.

DSC08272ddd

DSC08270ddd

DSC08265ddd

Skoro Marek mówił, że serwują tutaj najlepsze owoce morza to zamówiliśmy ostrygi (12 ostryg = 12 zł), krewetki, mule, kalmary i jeżowce! Pierwszy raz jadłam jeżowca i chociaż owoce morza uwielbiam, to akurat to danie nie przypadło mi do gustu. Niemniej warto też wspomnieć o rachunku, który musieliśmy zapłacić. Wspólny rachunek na 10 osób wyniósl nas… 70 tysięcy!!! Na szczęście nie złotych tylko waluty Senegalskiej jaką jest frank zachodnioafrykański (1 frank to 0,0015 euro).

Bez nazwy 1ddd-001

DSC08263ddd

DSC08251ddd

IMG_2318kkk

Po jedzeniu podskoczyliśmy też na najlepszą kawę w Dakarze. Niesamowity aromat, mnóstwo przypraw i intensywny smak – ciekawe doznanie smakowe – a to wszystko w fajnym, klimatycznym miejscu na świeżym powietrzu.

DSC08292ddd

W Dakarze siedzieliśmy do wieczora.Część ekipy popłyneła promem na wyspę niewolników, a druga część (czyli my, Paula, Maciek i Marek) została w mieście. W tym czasie zrobiliśmy zakupy w markecie, zdjedliśmy wreszcie porządny, europejski posiłek – hamburgery a czekajac na resztę ekipy rozłożyliśmy karimaty na jezdni i popijając gin rozmawialiśmy na wszelkie możliwe tematy. Brzmi całkowicie normalnie, ale ta chwila miała naprawdę wspaniały klimat. Gdzieś w Senegalu grupka Polaków siedzi sobie na ulicy na karimatach, popija gin i snuje opowieści – dla mnie magia <3

Bez nazwy 1aaa-001

Na noc zatrzymaliśmy się w willi u pewnej Włoszki, jednak już z samego rana opuściliśmy to miejsce zmierzając do kolejnego celu. Po drodze mijaliśmy całą masę wiosek: większych, mniejszych. Niektóre składały się z samych baraków, inne z większych domków. Na każdym kroku można było spotkać kobiety, które nosiły na głowach wielkie wiadra i dzieci w chustach. Nie wiem jak one to robią, ale nie dość że tyle noszą, to jeszcze poruszają się z wspaniałą gracją!

IMG_2226kkk

W Senegalu zderzyliśmy się z okropnym brudem i śmieciami na ulicy. Wszędzie, nawet w samym Dakarze można było natknąć się na pobocza usypane ze  śmieci. To jedna z rzeczy, która bardzo utkwiła mi w pamięci. My wszyscy jesteśmy nauczeni wyrzucać śmieci, zbierać je jeśli gdzieś leżą itd. Tam natomaist ludzie normalnie funkcjonują pośród takiego brudu i smrodu. Często słyszy się, że w Afryce jest brud, smród, bieda, ale trzeba to zobaczyć na własne oczy żeby przekonać się, że w rzeczywistoći jest jeszcze gorzej niż to sobie wyobrażamy.

SENEGAL1

Ostatnim przystankiem na naszej trasie w Senegalu był rezerwat Bandia. Już w drodze do rezerwatu mijaliśmy wielkie i piękne Baobaby. Powyżej zdjecie z jednym z nich – te drzewa robią naprawdę niesamowite wrażenie. Później, w Gambii mieliśmy okazję pić sok z nasion Baobabu, ale o tym w kolejnej notce.

DSC08367xs

Do rezerwatu wjechaliśmy swoim samochodem i po prostu jeździliśmy między drzewami w poszukiwaniu zwierząt. Na wstępie ujrzeliśmy małpy i hienę…

DSC08352ddd

… a poźniej zaczęło robić się ciekawiej :) Do nosorożca podjechaliśmy na odległość 4 metrów!!! Chyba nie był nami zainteresowany bo tylko otworzył jedno oko i dalej odpoczywał w cieniu ( w sumie nie ma się co dziwić – było ponad 40 stopni!).

DSC08346ddd

W rezerwacie zobaczyliśmy także Oryksy i wiele innych antylop…

DSC08339sss

a także Zazu z Króla Lwa!!! To ten niebieski ptaszek, który opiekował się Simbą.

DSC08331ddd

Była także żyrafa na chillu, do której również podjechaliśmy na odległość kilku metrów…

DSC08312sss

DSC08306ddd

… oraz zebry! To było naprawdę fajne przeżycie zobaczyć te wszystkie zwierzaki żyjące sobie w swoich naturalnych warunkach. Odpowiadając już na Wasze pytania: lwów i słoni nie było, ponieważ nie występują w tym rejonie.

DSC08302sss

Wyjechaliśmy z rezerwatu i kierowaliśmy się na granicę Senegal-Gambia! Na granicę spóźniliśmy się 5 minut (zamykali ją o 18 a my byliśmy chwilę po), dlatego nie pozostało nam nic innego jak nocka na stacji benzynowej. Niektorzy spali w busie, inni w namiotach a jeszcze inni na ziemii w samym śpiworze – było ciekawie! To była jedyna noc, którą mogłabym sobie darować z wyprawy a wszystko przez wirus, który zaatakował trzy osoby (w tym mnie!). Na szczęście noc przeżyliśmy a rano ruszyliśmy do Gambii! O tym jak czekaliśmy na prom w ponad 5 godzin w 50-cio stopniowym upale i co czekało nas gdy dojechaliśmy do celu naszej wyprawy przeczytacie w kolejnej notce.

DSC08297sss

Jeśli macie jakieś pytania z chęcią na nie odpowiem :) Do następnego!